Wypad na mecz z przyjaciółmi był dobrym pomysłem. Atmosfera była fenomenalna, tym bardziej, że nasz rejon nie słynie z siatkówki. Podobno ma się to zmienić. Ciekawe, czy rządzący faktycznie to zmienią, czy to tylko czcze obietnice przed nadchodzącymi wyborami.
Wybraliśmy krótszą drogę, bo zaplanowaliśmy sobie dodatkowo maraton filmowy u Kacpra, mojego chłopaka, którego zaraziłam siatkówką. Potrafiłam o niej non stop gadać, więc przyjaciele sami się do niej przekonywali, a po dzisiejszym wieczorze czułam, że jeszcze bardziej się w to wkręcili.
Krótsza droga nie oznaczała jednak, że będzie bezpieczniejsza. Mimo obecności trzech dobrze zbudowanych chłopaków czułam się nieswojo, kiedy weszliśmy na nieoświetlony odcinek drogi jakiegoś osiedla. Szliśmy środkiem ulicy, głośno się śmiejąc i przepychając siebie nawzajem. Mimo ciepłego wieczoru przeszył mnie dreszcz. Szybko odgoniłam złe myśli, pogrążając się w rozmowie z Anetą. Z napadu śmiechu na ziemię przywrócił mnie telefon. To mama. Nim się obejrzałam oddaliłam się do przyjaciół.
- Hej! Zaczekajcie na mnie! – krzyknęłam po zakończonej rozmowie. Potem wszystko potoczyło się zbyt szybko. Ból w tylnej części głowy, krzyki, trzaśnięcie drzwiami i pisk opon. Nie wiem kiedy się zbudziłam, ale byłam w innym miejscu – czułam zapach drewna przemieszany z potem i zapachem stęchlizny. Było cicho i ciemno, głowa mi pękała. Po paru sekundach usłyszałam czyjeś kroki.
Ucieczka była moją jedyną deską ratunku. Nie wiedziałam, gdzie jestem i ile już w tych ciemnościach przebywałam. Wiedziałam, że długo. W chacie panowały egipskie ciemności, jedynie przez małe dziury w szczelnie zaklejonych oknach mogłam się zorientować, kiedy jest dzień. Mój oprawca bardzo zadbał o to, bym nie była głodna. Jednak na tym się skończyła jego troska. Odpocząć mogłam jedynie w ciągu dnia, wieczorem zaczynało się przedstawienie. Moje dla niego. Bawił się mną jak lalką, a ja nie mogłam się sprzeciwić. Każdy głos, jęk sprzeciwu a nawet nieodpowiednia mina, grymas na twarzy, prowokowały go do użycia wobec mnie siły. W końcu nie wytrzymałam. Nie wiem jak, ale uciekłam. On był wściekły, gonił mnie. Kiedy myślałam, że zdołałam się oddalić, stanęłam z nim twarzą w twarz. Trzymał w ręku nóż, który nosił przy pasku. W ostatniej chwili odskoczyłam, ale nie uchroniłam się przed ostrzem. Biegłam ile sił w nogach, ale byłam coraz słabsza. Z ran ciekła krew, jednak najwięcej jej traciłam przez głębokie rozcięcie w talii. Świat zaczął się rozmywać.
Udało mi się dotrzeć do jakiejś drogi. Światła samochodu, krzyk kobiety. Światła i dźwięk syren.
Ciemność.
No i mam dla Was prolog ;) myślę, że w weekend pojawi się rozdział pierwszy.
Będę starać się informować tak orientacyjnie, kiedy pojawią się nowe rozdziały.
Na razie jest plan, żeby pojawiały się codziennie, ale podkreślam - to plan, a jak będzie w rzeczywistości... Przekonamy się.
co ty mi tu jakiś kryminał piszesz ? :P
OdpowiedzUsuńczekam aż się rozkręci ;D
i pytanie : usunęłaś to coś z obserwowanymi ?
dzięki to mi znacznie ułatwi życie :)
UsuńTeraz nie bede umiała spać :/ ale zapowiada się nieźle :)
OdpowiedzUsuńWow. Wciągnęłaś mnie samym prologiem w opowiadanie. Już je kocham!
OdpowiedzUsuńZostaję na dłużej ;p
Zapraszam do mnie:
http://opowiadanie-o-asseco-resovii.blogspot.com/