czwartek, 31 października 2013

Rozdział 1

Ktoś się skradał. Słyszałam łamiące się gałęzie, kiedy biegł. Schowałam się w jakichś krzakach. W uszach mi szumiało, a ciało przeszywały fale okropnego bólu. Adrenalina i instynkt przetrwania hamowały krzyk i łzy. Słyszałam bicie swojego serca. Pot zmieszany z krwią ciekł stróżkami po twarzy i ciele.

Cisza.

Potem widok ciemnych oczu z żarem szaleństwa. Błysk ostrza.

Obudziłam się zlana potem. Przez okno przebijały się pierwsze promienie słońca. Otrząsnęłam się z szoku i sięgnęłam po zeszyt leżący pod łóżkiem. Szybkimi ruchami mój sen przelałam na papier. Zobaczyłam, że Aleks patrzy na mnie przepełnionymi bezwarunkową miłością brązowymi oczami. 

- Już dobrze, piesku. To tylko sen. – pocieszałam raczej samą siebie. Zza ściany usłyszałam ciche chrapnięcie. Dominika śpi. Zegarek w telefonie wskazywał ósmą. Wstałam, odsłoniłam okno. Śnieg i początek przerwy świątecznej. Pierwszy leniwy weekend od dłuższego czasu. Studia informatyczne i cotygodniowe spotkania z psychiatrą wykańczają. Zakładam puchate skarpetki, bluzę za dużą o trzy rozmiary i siadam obok Aleksa – dwuletniego owczarka niemieckiego. Zaczynam go głaskać po głowie, a on kładzie mi łeb na kolanach. Uspokajam się.

Dwie godziny później wpada moja szalona współlokatorka i najlepsza przyjaciółka, studentka drugiego roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Poznałyśmy się pierwszego dnia na uczelni i od razu udało nam się złapać kontakt. Kładzie się obok mnie na łóżku. Czarne włosy spięła w niedbały kok.
- Mam dobre i złe wieści. – mówi z grobową miną. Aleks zamruczał. – Ciebie też się to tyczy, drogi panie. – wskazała na niego palcem.

Tik. Tak. Tik. Tak.

- Jak mniemam zaraz mnie oświecisz nowościami. – podnoszę wzrok znad książki.
- Zła jest taka, że opóźni się twój wyjazd do domu, bo idziemy na mecz. I to jest ta dobra wiadomość.
- My? – powiedziałam zaskoczona. Przekalkulowałam szybko w myślach o jaki mecz może chodzić. Reprezentacja odpada, bo jest zima. Zostają mecze ligowe, którymi dawno przestałam się interesować. – Widząc twoją minę zgaduję, że grają mężczyźni, ale we Wrocławiu nie ma ligi męskiej. Co knujesz? – uniosłam jedną brew.
- Mam dwie akredytacje na mecz w Kędzierzynie. – zaklaskała z radości. – I grają z Resoviakami. Porobisz trochę zdjęć dla redakcji. Szykuj się. Dzisiaj mecz a jutro popędzisz do Poznania. Ewentualnie pojutrze. – w jej brązowych oczach iskrzyła się radość.
- Nie mówisz poważnie, prawda?
- Nie wytrzeszczaj gałów tylko się zbieraj. Mecz jest o osiemnastej, więc o czwartej musimy wyjechać. – poklepała mnie po nodze wstając.
- Przecież jest dziesiąta… - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Czas na świąteczne zakupy. – puściła do mnie oczko. – a przy okazji trzeba tego diabła wymęczyć.

Aleks zastrzygł uszami. Wiedział, że o nim mowa. Oprócz rodziny, Dominiki i psa nie utrzymuję kontaktu z osobami, które uważałam za przyjaciół. Zawiodłam się na nich. Odwrócili się ode mnie, kiedy byli potrzebni. Rehabilitacja trwała rok, ale się udało. Zdałam maturę z wyróżnieniem i mogłam uciec do miasta, które fascynowało mnie od lat,  którym nie miałam żadnych wspomnień. Zaczęłam od zera.
Westchnęłam. Cieszyłam się, że mam Dominikę. Dopełniamy się; ona pali mosty, a ja je na nowo buduję, ale czasem tworzymy mieszankę wybuchową. Ciągle ubrana w piżamę i za dużą bluzę doczłapałam się do szafy. Stwierdziłam, że muszę zrobić porządek. Dominika zapomniała o prezentach, a ja swoje ukrywałam od miesiąca w walizce podróżnej, którą właśnie wyjęłam i sprawdziłam, czy wszystkie podarunki są dobrze ukryte. Zaczęłam przeglądać ubrania w szafie. Dziewczyna z wielkiego lustra, które wisiało na skrzydle drzwi szafy robiła to samo. Przyjrzałam się jej, jak to robię każdego dnia od dobrych kilkunastu miesięcy. Długie kasztanowe włosy opadające falami na ramiona dokładnie zakrywały bliznę na szyi, która nie wyglądała tak koszmarnie, ale wspomnienie okoliczności, w których ją zdobyłam już takie miłe nie były. W zielonych oczach ciągle płonął ten sam żar spontaniczności, jednak potrafiłam go kontrolować. Mała blizna nad prawą brwią przypominała zabawy w dzieciństwie – mogłam się chwalić. Ale były blizny na moim ciele, których nikomu nie chciałam pokazywać. Nawet sama nie chciałam ich oglądać. Wzdrygnęłam się. Aleks bacznie mi się przyglądał, leżąc na łóżku. Wybrałam jasne rurki, zieloną bokserkę i beżowy sweter z czarnym sercem. Z kuchni docierały zapachy śniadania. Tradycyjnie w soboty śniadanie szykowała Dominika, czyli jajecznica pomidory i serki wiejskie.

- Powinnaś spiąć włosy. Lepiej wtedy wyglądasz i przy okazji odsłonisz twarz. – nawet się nie odwróciła,  by mnie zobaczyć a już wiedziała co powiedzieć. Aleks zaszczekał. – Nawet on się ze mną zgadza. Zmrużyłam oczy na psa. Ale mieli rację. Pora zacząć żyć na nowo.
- Tak, tak... – wywróciłam oczami -  Uwielbiam twoje sobotnie śniadania, wiesz. – śmieję się, widząc ją w kuchni.
- Nie śmiej się tylko mi pomóż. – utrzymanie powagi w naszym wykonaniu trwało tylko kilka sekund.
- Nie pójdę z tobą na zakupy. – mówię po śniadaniu. – Świąteczne zakupy zrobiłam miesiąc temu, a poza tym pójdę wybiegać Aleksa przed wyjazdem.
- Ty to wszystko załatwiasz przed czasem. Musisz w końcu zaszaleć, kochana. Do piętnastej się powinnam wyrobić. Akredytacje leżą na moim biurku, jak coś.
Spacery z Aleksem były jedną z niewielu rzeczy, które działały na mnie kojąco. Zapominałam o Bożym świecie. Tradycyjnie zrobiliśmy małą przebieżkę do parku, do którego mieliśmy 10 minut spacerkiem. Potem się bawiliśmy. Głównie rzucałam piłką, jednak ulubioną zabawą Aleksa była zabawa w berka. Aleks mnie gonił, potem przewracał i kładł się na mnie, po części zakrywając mnie swoim ciałem. Dziękowałam w takich chwilach rodzicom, że Aleks ma krótką sierść. Po dwóch godzinach wróciliśmy do domu. Zadzwoniłam do rodziców, uprzedzając ich o późniejszym przyjeździe.

Udało mi się zaliczyć także popołudniową drzemkę. Mając sporo czasu zajrzałam na stronę redakcji, w której pracuję, sprawdziłam skrzynkę pocztową oraz Facebooka. Wszędzie trąbią o „pojedynku mistrzów”. Okaże się w Kędzierzynie. Spakowałam sprzęt fotograficzny, który po części sponsorował partner techniczny redakcji. Poszłam także po akredytacje do pokoju przyjaciółki. Jej pokój to był istny chaos twórczy. Dominika miała niesamowity talent plastyczny, który można było podziwiać na każdej powierzchni ściany. Wróciłam do swojego pokoju. Dwa duże okna, fioletowe ściany a na nich mnóstwo zdjęć, a także kilka dzieł Dominiki. Jednak najbardziej byłam dumna z dwóch wielkich regałów zapełnionych od góry do dołu książkami. Zegar w salonie wskazywał czternastą. Miałam więc sporo czasu do powrotu przyjaciółki. Zrobiłam sobie gorącą czekoladę i usiadłam na fotelu, wsłuchując się w powolne tykanie zegara.
Obudził mnie dźwięk zamykanych drzwi. Aleks leżał przy fotelu nasłuchując. Oczywiście Dominika wróciła obładowana torbami. Część zaniosła od razu do swojego pokoju, czyli chowała prezenty, a część zaczęła mi prezentować.

- Masz to dla ciebie. – powiedziała rzucając w moją stronę małą torebkę. – I załóż to dzisiaj, już teraz i masz w tym pojechać na mecz.
-Chyba oszalałaś. Nie założę tego. – wyjęłam z torby białą koszulkę z rękawami 3/4 i trzema niebieskimi paskami pod dekoltem. Szeroka u góry, by jedno ramię było odsłonięte, zwężała się na wysokości talii.
- Może i tak, ale to cała ja. – zaśmiała się, widząc moją minę. – Zuzka czas zmieniać życie, a grudzień jest dobrą porą, by realizować twój plan, który wisi na twojej tablicy korkowej w pokoju. Cztery lata to wystarczająco długo. – przytuliła mnie.


Miała racje. Od półtora roku realizuję kilka punktów, których jakoś nie mogłam wcielić w życie. 


Ta dam! Happy Halloween :)
piszę, ciągle piszę, a tyle sprawdzianów... najgorsze są momenty między akcjami, bo na nie mam pomysłów co nie miara, tylko gorzej zapełnić luki pomiędzy ;)

1 komentarz:

  1. "dwóch wielkich regałów zapełnionych od góry do dołu książkami." - ♥ jeju marzę o takiej...
    dawaj następny. czuję, że będzie mecz i zaraz zacznie się dużo dziać :)

    OdpowiedzUsuń