Nawet
nie pamiętam, jak znalazłam się w łóżku ani kiedy zasnęłam. Jednak kiedy się
obudziłam było już jasno, w mieszkaniu panowała cisza. Dominika zapewne jeszcze
spała, a Aleks leżał na dywanie przy łóżku. Wygramoliłam się z łóżka. Zegar w
kuchni wskazywał godzinę dwunastą. Nie zrobiło to na mnie wrażenia, bo czasem
zdarzało nam się spać i do czternastej. Wstawiłam wodę na herbatę i zajęłam się
robieniem śniadania. Po paru minutach dołączyła do mnie przyjaciółka.
-
Tak bardzo mi się nic nie chce. –mówi, siadając przy stole.
-
Ja jeszcze muszę przynieść rzeczy z auta.- uśmiecham się. Na śniadanie
przyrządziłam moją rodzinną kiełbaskę w pomidorach.
-
Uwielbiam to danie. – Dominice aż się uszy trzęsły, kiedy jadła. Zaśmiałam się
i zabrałam się za swoją porcję. Popołudnie zleciało nam niemiłosiernie szybko
na wnoszeniu wszystkich słoiczków, pudełek wszelkich rozmiarów i bagaży do
mieszkania. Nim się obejrzałyśmy wcinałyśmy rybę po grecku w salonie przed
telewizorem.
-
To jak robimy z sylwestrem? – pytam.
-
Nie wiem w sumie. – Dominika skacze po kanałach. – Michał coś wspominał o tych
klubach, ale sama nie jestem przekonana. Teraz patrząc na naszą kuchnię
wolałabym zrobić sylwestra w domu, bo jak szybko się tego nie zje to połowa
wyląduje w koszu.
-
Zawsze można zabrać coś do pracy.
-
Czyżbyś chciała iść do klubu na imprezę? – pyta podejrzliwie przyjaciółka.
Uśmiecham się. – Toż to jakaś nowość.
-
Czas zmieniać życie. – wzruszam po prostu ramionami.
-
No wreszcie! Jedziesz jutro do redakcji? – zapytała.
-
No muszę. Marcin coś ode mnie chce. Denerwuje mnie ten człowiek. A przy okazji
zobaczę czy nie ma jakiegoś nowego projektu do zrobienia u chłopaków.
-
Nie tylko ciebie szefuncio denerwuje. Nie wiem, czy jest w redakcji osoba, która go lubi. – zaśmiała
się.
-
Chyba nie muszę ci przypominać jego sekretarki.
-
O, matko! Ona się do wszystkich klei, a już nie mówię o sportowcach. Boże. –
wybuchłam śmiechem.
Justyna była bardzo specyficzną osobą – nie zważała na to,
czy dany mężczyzna jest żonaty, stary czy po prostu zajęty. Z każdym
flirtowała, że aż opływała w tej słodkości. Nikt nie wiedział, dlaczego Marcin
ją przyjął na posadę sekretarki, ale między kobietami różne plotki chodziły.
-
Dobra zmiana tematu: jutro jak jeszcze zahaczę o centrum handlowe.
-
Stop! Jak centrum handlowe to możesz mnie zgarnąć, bo… tak. – zaśmiała się
brunetka, nie mogąc znaleźć dobrego powodu.
-
No to dobra, a ty jedziesz do redakcji? – przyjaciółka kiwa twierdząco głową. –
No to pojedziemy razem.
W
redakcji byłyśmy o dziewiątej. Siedziba redakcji mieściła się na trzecim piętrze
wielkiej kamienicy niedaleko Starego Rynku. Na piętrze każdy dział miał inne
pomieszczenie. Łącznie było nas około dwudziestu osób. Graficy, fotografowie i
informatycy byli w jednym pomieszczeniu – tutaj panował istny chaos. Dobrze, że
zajęliśmy największy pokój – zaraz po sali konferencyjnej, bo nie wiem czy
byśmy się pomieścili z naszymi papierami i innymi rzeczami. Dzieliłam biurko z
Renatą, specem od grafiki. Wszystkim jeszcze udzielał się świąteczny nastrój,
ale z naszych głośników leciały już piosenki typowo karnawałowe.
-
No siema, Zuzka. – wita mnie Mateusz, szef grafików. Był brunetem ostrzyżonym
na jeżyka o głowę ode mnie wyższym. Oprócz niego był jeszcze Jacek Nerd. No ten
to był stereotypowym informatykiem, ale także taką dobrą duszą w naszym „Webie”
– Jak święta?
-
A świetnie, ale sorka, Marcin wzywa. – wskazałam głową w kierunku biura szefa.
– Jaki ma humor?
Wszyscy
milczą. Oho, a to nie wróży nic dobrego. Po drodze spotykam Justynę, która się
podejrzanie uśmiecha. Przybieram minę pokerzysty i wchodzę do gabinetu.
-
Cześć, Marcin. Chciałeś mnie widzieć.
-
A cześć, cześć. – odrywa wzrok od monitora i patrzy na mnie. – Tylko jedna
sprawa. – minę ma poważną, ale w jego oczach widzę rozbawienie. – Załatwiaj
sprawy prywatne poza redakcją, bo nie wiem czy chce czytać maile do ciebie czy
Dominiki, które powinny być wysyłane na adresy prywatne. Poza tym nie chcę żeby
przelatywały przez każdy komputer na tym piętrze, okej? – uśmiecha się. – Już
ktoś kiedyś o tym mówił i chyba trzeba będzie to wprowadzić w życie. Weźcie z
chłopakami i Renatą popracujcie nad tym, by każdy mail odpowiadał poszczególnemu
adresowi IP w redakcji.
-
Jasne nie ma problemu. I przepraszam za to, nie miałam pojęcia… - nie mogę
dokończyć, bo Marcin mi przerywa.
-
Serio, nie obchodzi mnie to, co się dzieje z wami poza redakcją i nie chce,
żeby cokolwiek przeszkadzało i kolidowało w pracy. Skończyłem.
Jakby
nie patrzeć Marcin w końcu zrozumiał, że przypisanie adresu mailowego do
poszczególnego adresu IP w redakcji to dobry pomysł. Początkowo chciał mieć do
naszych służbowych maili wgląd, co się nam na początku nie spodobało, ale w
końcu się to zmieni. Do godziny szesnastej udało nam się zrobić połowę
komputerów, więc na nowy rok roboty trochę ubyło. Pół godziny po siedemnastej
Dominika zaparkowała swojego srebrnego volkswagena na podziemnym parkingu
jednego z centrum handlowych. Swoje pierwsze kroki skierowałam do sklepu ze
sprzętem fotograficznym, a potem uległam Dominice i dwie godziny wędrowałyśmy
po naszych ulubionych sklepach.
Dzisiaj bez zbędnych słów :)
A ja czekam co tam się dalej z tym siatkarzem ułoży ;> No i jak wypadnie Sylwester, bo czuję że będzie ciekawy ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*