piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 5

Nawet nie pamiętam, jak znalazłam się w łóżku ani kiedy zasnęłam. Jednak kiedy się obudziłam było już jasno, w mieszkaniu panowała cisza. Dominika zapewne jeszcze spała, a Aleks leżał na dywanie przy łóżku. Wygramoliłam się z łóżka. Zegar w kuchni wskazywał godzinę dwunastą. Nie zrobiło to na mnie wrażenia, bo czasem zdarzało nam się spać i do czternastej. Wstawiłam wodę na herbatę i zajęłam się robieniem śniadania. Po paru minutach dołączyła do mnie przyjaciółka.

- Tak bardzo mi się nic nie chce. –mówi, siadając przy stole.
- Ja jeszcze muszę przynieść rzeczy z auta.- uśmiecham się. Na śniadanie przyrządziłam moją rodzinną kiełbaskę w pomidorach.
- Uwielbiam to danie. – Dominice aż się uszy trzęsły, kiedy jadła. Zaśmiałam się i zabrałam się za swoją porcję. Popołudnie zleciało nam niemiłosiernie szybko na wnoszeniu wszystkich słoiczków, pudełek wszelkich rozmiarów i bagaży do mieszkania. Nim się obejrzałyśmy wcinałyśmy rybę po grecku w salonie przed telewizorem.
- To jak robimy z sylwestrem? – pytam.
- Nie wiem w sumie. – Dominika skacze po kanałach. – Michał coś wspominał o tych klubach, ale sama nie jestem przekonana. Teraz patrząc na naszą kuchnię wolałabym zrobić sylwestra w domu, bo jak szybko się tego nie zje to połowa wyląduje w koszu.
- Zawsze można zabrać coś do pracy.
- Czyżbyś chciała iść do klubu na imprezę? – pyta podejrzliwie przyjaciółka. Uśmiecham się. – Toż to jakaś nowość.
- Czas zmieniać życie. – wzruszam po prostu ramionami.
- No wreszcie! Jedziesz jutro do redakcji? – zapytała.
- No muszę. Marcin coś ode mnie chce. Denerwuje mnie ten człowiek. A przy okazji zobaczę czy nie ma jakiegoś nowego projektu do zrobienia u chłopaków.
- Nie tylko ciebie szefuncio denerwuje. Nie wiem, czy jest  w redakcji osoba, która go lubi. – zaśmiała się.
- Chyba nie muszę ci przypominać jego sekretarki.
- O, matko! Ona się do wszystkich klei, a już nie mówię o sportowcach. Boże. – wybuchłam śmiechem. 

Justyna była bardzo specyficzną osobą – nie zważała na to, czy dany mężczyzna jest żonaty, stary czy po prostu zajęty. Z każdym flirtowała, że aż opływała w tej słodkości. Nikt nie wiedział, dlaczego Marcin ją przyjął na posadę sekretarki, ale między kobietami różne plotki chodziły.
- Dobra zmiana tematu: jutro jak jeszcze zahaczę o centrum handlowe.
- Stop! Jak centrum handlowe to możesz mnie zgarnąć, bo… tak. – zaśmiała się brunetka, nie mogąc znaleźć dobrego powodu.
- No to dobra, a ty jedziesz do redakcji? – przyjaciółka kiwa twierdząco głową. – No to pojedziemy razem.
W redakcji byłyśmy o dziewiątej. Siedziba redakcji mieściła się na trzecim piętrze wielkiej kamienicy niedaleko Starego Rynku. Na piętrze każdy dział miał inne pomieszczenie. Łącznie było nas około dwudziestu osób. Graficy, fotografowie i informatycy byli w jednym pomieszczeniu – tutaj panował istny chaos. Dobrze, że zajęliśmy największy pokój – zaraz po sali konferencyjnej, bo nie wiem czy byśmy się pomieścili z naszymi papierami i innymi rzeczami. Dzieliłam biurko z Renatą, specem od grafiki. Wszystkim jeszcze udzielał się świąteczny nastrój, ale z naszych głośników leciały już piosenki typowo karnawałowe.
- No siema, Zuzka. – wita mnie Mateusz, szef grafików. Był brunetem ostrzyżonym na jeżyka o głowę ode mnie wyższym. Oprócz niego był jeszcze Jacek Nerd. No ten to był stereotypowym informatykiem, ale także taką dobrą duszą w naszym „Webie” – Jak święta?
- A świetnie, ale sorka, Marcin wzywa. – wskazałam głową w kierunku biura szefa. – Jaki ma humor?
Wszyscy milczą. Oho, a to nie wróży nic dobrego. Po drodze spotykam Justynę, która się podejrzanie uśmiecha. Przybieram minę pokerzysty i wchodzę do gabinetu.
- Cześć, Marcin. Chciałeś mnie widzieć.
- A cześć, cześć. – odrywa wzrok od monitora i patrzy na mnie. – Tylko jedna sprawa. – minę ma poważną, ale w jego oczach widzę rozbawienie. – Załatwiaj sprawy prywatne poza redakcją, bo nie wiem czy chce czytać maile do ciebie czy Dominiki, które powinny być wysyłane na adresy prywatne. Poza tym nie chcę żeby przelatywały przez każdy komputer na tym piętrze, okej? – uśmiecha się. – Już ktoś kiedyś o tym mówił i chyba trzeba będzie to wprowadzić w życie. Weźcie z chłopakami i Renatą popracujcie nad tym, by każdy mail odpowiadał poszczególnemu adresowi IP w redakcji.
- Jasne nie ma problemu. I przepraszam za to, nie miałam pojęcia… - nie mogę dokończyć, bo Marcin mi przerywa.
- Serio, nie obchodzi mnie to, co się dzieje z wami poza redakcją i nie chce, żeby cokolwiek przeszkadzało i kolidowało w pracy. Skończyłem.


Jakby nie patrzeć Marcin w końcu zrozumiał, że przypisanie adresu mailowego do poszczególnego adresu IP w redakcji to dobry pomysł. Początkowo chciał mieć do naszych służbowych maili wgląd, co się nam na początku nie spodobało, ale w końcu się to zmieni. Do godziny szesnastej udało nam się zrobić połowę komputerów, więc na nowy rok roboty trochę ubyło. Pół godziny po siedemnastej Dominika zaparkowała swojego srebrnego volkswagena na podziemnym parkingu jednego z centrum handlowych. Swoje pierwsze kroki skierowałam do sklepu ze sprzętem fotograficznym, a potem uległam Dominice i dwie godziny wędrowałyśmy po naszych ulubionych sklepach. 

Dzisiaj bez zbędnych słów :)

1 komentarz:

  1. A ja czekam co tam się dalej z tym siatkarzem ułoży ;> No i jak wypadnie Sylwester, bo czuję że będzie ciekawy ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń