Na
dworze panowały egipskie ciemności, kiedy wróciłyśmy do domu. Aleks szalał z
radość. Od razu po wniesieniu zakupów zabrałam go na spacer. Miałam lekkie
wyrzuty sumienia, bo cztery godziny mój pupil spędził w ciemnym mieszkaniu, a
ja szlajałam się z Dominiką po centrum handlowym.
-
Aleks! – krzyknęłam, kiedy ten wystartował w kierunku parku. – Nie obrażaj się,
no! – ruszyłam pędem za psem, co chwilę go wołając. Białe ulice oświetlały
tylko lampy. Mimo późnej godziny niektórzy mieszkańcy Wrocławia wyszli na
spacer. Przy okazji wpadłam na jedną parę, a także jakiegoś wysokiego
mężczyznę, który stał na rogu ulicy. Z całym impetem wpadłam na niego.
-
Przepraszam. – powiedziałam, poprawiając czapkę. Zagwizdałam na Aleksa, którego
już widziałam, biegającego w te i we w tę po parku.
-
Ostrożności nigdy za wiele. – odpowiedział mężczyzna, zaciągnął się dymem
papierosowym i odszedł. Przekrzywiłam głowę patrząc na jego sylwetkę. Z
zamyślenia wyrwało mnie szczekanie psa. Przeszłam na drugą stronę ulicy, skąd
dochodziło szczekanie Aleksa. – Chodź tu potworze, jeden! Jak będę chora to
będziesz mi rosół przynosił. – rozpoczęłam swój monolog. Rozumiem bieg z
rozgrzewką, ale taki start z ciepłego mieszkania mógł mieć przykre
konsekwencje. Ale co tam dla mnie choroba. Przespacerowałam się teraz z Aleksem
przy nodze wokół zamarzniętego stawku i wróciliśmy do mieszkania. Od razu
zaprowadziłam psa do łazienki, gdzie odbył się proces wycierania i czesania,
którego Aleks szczerze nie znosił.
-
Ale nie na moim łóżku! Zuza! – usłyszałam krzyki Dominiki.
-
Co się stało? – wbiegłam do jej pokoju z ubraniami, które właśnie chowałam do
szafy. Zobaczyłam Aleksa tarzającego się na łóżku przyjaciółki. Zaśmiałam się.
-
No i co cię tak bawi… Ja wiem, że ten pies mnie uwielbia, ale niech się
odpinkoli od mojego łóżka.
-
Aleks. Noga. – wydałam rozkaz, po czym pies w mgnieniu oka znalazł się koło
mojej prawej nogi. Pokręciłam głową, ciągle się śmiejąc. Ręce czasem opadają. Wróciłam
do przeglądania swoich ubrań. Od jakiegoś czasu chodziło za mną, by w końcu
zrobić porządek z niektórymi rzeczami. Skoro byłam na zakupach (i nie będę
ukrywać dość sporo rzeczy kupiłam), żeby nowe rzeczy zmieściły się do szafy,
już przeze mnie nie noszone musiałam wyrzucić. Nie sądziłam, że tych ubrań
będzie aż tyle. Jutro z samego rana podjadę pod kontener PCK i wrzucę worek.
Następnego
dnia Dominika od rana szalała, w związku z sylwestrem. O siedemnastej
umówiliśmy się ze znajomymi z redakcji oraz uczelni, że spotkamy się w klubie
„Hell&Heaven” niedaleko Odry, a pół godziny przed mieli przyjechać po nas
Michał z Sebastianem. Michał był starszym o rok blondynem o ciemnych oczach,
poznałyśmy go pierwszego dnia na uniwersytecie, kiedy z Dominiką nie mogłyśmy
się połapać, gdzie jest gabinet rektora. Natomiast Sebastiana poznałyśmy
właśnie przez Michała, parę dni później, kiedy pewnego słonecznego dnia
postanowili się do nas przyłączyć na terenie kampusu, gdzie zażywałyśmy
ostatnich letnich promieni słonecznych przed następnymi wykładami. Sebastian
był zielonookim brunetem, średniego wzrostu, ale zgrywał macho, bo grał w
uniwersyteckiej drużynie piłkarskiej, więc mogłam trenować fotografię sportową
a przy okazji prowadziłam stronę internetową drużyny.
Popijałam
spokojnie gorącą kawę, kiedy przede mną stanęła Dominika.
-
Spodnie czy spódniczka? – zapytała trzymając wymienione części garderoby w
rękach. Przyjrzałam się ubraniom.
-
Jak powiem, że spodnie to i tak ubierzesz spódniczkę, więc spódniczka. –
powiedziałam ze stoickim spokojem. Przyjaciółka pokazała mi język.
-
A ty się nie szykujesz? Przecież jest już trzecia.
-
Czekam aż wyleziesz z łazienki. – spojrzałam na zegarek, na którym faktycznie
widniała już godzina piętnasta.
-
Widzę, że pałasz entuzjazmem. – wzruszyłam ramionami, na uwagę przyjaciółki. W
ciągu piętnastu minut zdążyłam się umyć i z turbanem na głowie poszłam do
pokoju, w którym to siedziała Dominika uśmiechając się. – Wybrałam kreacje. –
powiedziała zadowolona wskazując na mój fotel. Podeszłam do kupki ubrań.
-
Dzięki ci Panie Boże, że nie każesz mi ubierać sukienki. – zaśmiałam się widząc
ubrania, które wczoraj kupiłam w centrum.
-
Nie marudź tylko się ubieraj. Włosy zostawiasz rozpuszczone?
-
Chyba tak.
-
To dobrze. – mrugnęła do mnie i wyszła. Ubrałam granatowe rurki i szary obcisły
top na ramiączkach z cekinami na przedzie.
Do tego wzięłam czerwony sweterek. Z butami nie miałam najmniejszego
problemu, bo nawet groźby Dominiki nie zmusiłyby mnie do ubrania szpilek, więc
wybrałam swoje najwygodniejsze kozaki a’la trampki. Wysuszyłam włosy i fale
podkreśliłam lokówką. Aleks bacznie mi się przyglądał. Zakręciłam się wokół
własnej osi, na co pies zareagował szczeknięciem. Przytuliłam pupila i wyszłam
z pokoju. Nagle przypomniałam sobie bardzo ważną kwestię. Dominika siedziała w
salonie i pisała coś na laptopie.
-
Dominika mamy problem. – powiedziałam do przyjaciółki siadając koło niej.
-
Co się stało?
-
Chodzi o Aleksa. Nie próbuję się wykręcić z imprezy. Chodzi o to, że on
potwornie boi się fajerwerków. Wiesz doskonale jak reaguje na burze.
-
Przez niego musiałam sobie stopery do uszu kupić. No i co w związku z tym.
-
Boje się, że sobie coś zrobi o mieszkaniu nie chcę mówić. I chyba będę musiała
się wyrwać wcześniej.
-
No chyba sobie żartujesz. – spojrzała na mnie, ale nagle ją olśniło. – Ale nic
się nie martw, Dominisia zaraz uratuje sytuacje.
Otworzyła
drzwi w tym samym momencie, kiedy zabrzmiał dzwonek. Przyszli Michał z
Sebastianem.
-
Mamy takie coś jak domofon. – powiedziała złośliwie Dominika.
-
Też się cieszymy, że was widzimy. – równie złośliwie jej odpowiedział Michał.
Kiedy jedno zaczęło być złośliwe, drugie podchwytywało „grę”. Trwało to tylko
jakieś piętnaście minut. Dominika wpuściła chłopaków a sama zapukała do drzwi
sąsiadki z naprzeciwka.
-
Witam, - zaczęła. – przepraszam, że niepokoję, ale moja przyjaciółka strasznie
martwi się o swojego psa i mam taką prośbę do pani…
O
dziwo pani Szytalska, starsza pani, która piekła pyszne ciasteczka, zgodziła
się zajrzeć do Aleksa po północy. Ale musiałam obiecać, że przed pierwszą
wrócę. Może to i lepiej…
Punktualnie
o siedemnastej weszliśmy do klubu. Od razu znaleźliśmy naszą, wcześniej
zarezerwowaną lożę i zaczęła się zabawa. Od dawna przypatrywałam się duetowi
Michał – Dominika, bo widziałam, że coś między nimi iskrzy. Przyjaciółka nie
chciała się do tego przyznać, ale to było widać na kilometr. Teraz byli królami
parkietu. Idealnie ze sobą współgrali. Oczywiście wcześniej przez całą drogę
rzucali złośliwościami, a teraz byli najlepszymi przyjaciółmi. Powoli każdy ze
znajomych wkraczał na parkiet mniej lub bardziej pewny siebie, ale założę się,
że do północy już nie będzie żadnych barier. Wypiłam dwa kieliszki wódki i
poszłam z Sebastianem zatańczyć. Mimo wygodnych butów – na dodatek można było
je pomylić ze zwykłymi trampkami, strasznie bolały mnie nogi. Usiałam na fotelu
i wypiłam duszkiem sok, który przyniósł kelner. Koło mnie siedziała Renata, koleżanka
z redakcji. Pochłonęła nas rozmowa o planach na nowy rok, o mistrzostwach
świata w siatkówkę oraz rodzinie. Renata była niską i trochę puszystą
blondynką, dwa lata starszą ode mnie. Niestety po urodzeniu synka, nie udało
jej się wrócić do poprzedniej wagi, ale z miesiąca na miesiąc było widać, że
dieta pomaga.
O
godzinie 23.20 zadzwonił mój telefon. To pani Szytalska.
-
Prosiła pani o telefon, gdyby coś się działo. – zaczęła sąsiadka. – Niestety
Aleks zaczął się strasznie denerwować. Skomle, szczeka i wręcz rzuca się na
drzwi. – mówi zdenerwowana.
-
Dobrze, zaraz będę. Dziękuję bardzo pani za telefon. Już jadę. – zdenerwowałam
się. Przeczuwałam, że może być źle. Dominika z Michałem gdzieś zniknęli mi w
tłumie, więc powiedziałam tym, którym mogłam, że musze wracać. Wzięłam swoją
kurtkę i szczelnie opatuliłam się szalem i czapką z tzw. Misiem. Do postoju
taksówek miałam jakieś dwieście metrów.
Szłam
szybko, spoglądając co jakiś czas na zegarek. Po paru minutach usłyszałam za
sobą kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam zakapturzoną postać. Sylwetka tej osoby
wyglądała znajomo. Przyspieszyłam. Widziałam już światła krzyżówki, przy której
stały taksówki, kiedy poczułam szarpnięcie. Ktoś złapał mnie za łokieć i
wzmocnił uścisk. Krzyknęłam przestraszona. Spojrzałam w oczy zakapturzonej
postaci.
-
Cześć. – powiedział napastnik. – Jak leci? Czemu nie na imprezce? -
Rozdziawiłam buzię ze zdziwienia i przerażenia. Jak on mógł tak bezczelnie mnie
zaczepić i rozpocząć rozmowę jak, byśmy byli dobrymi znajomymi od lat. Wyrwałam się i pobiegłam ile sił w nogach w
kierunku skrzyżowania. Usłyszałam jego śmiech. Nie zatrzymując się wbiegłam na
skrzyżowanie prosto pod koła czarnego auta. Kierowca zahamował z piskiem opon.
Zahaczyłam o prawe lusterko. Upadłam na chodnik. Próbowałam wstać, ale byłam
zbyt roztrzęsiona. Kierowca czarnego auta w mgnieniu oka znalazł się koło mnie.
-
Jezu, nic się pani nie stało? Halo… - pomógł mi wstać. - Coś panią boli.
Podniosłam
głowę i nie wiedziałam, czy się cieszyć czy rozpaczać. Kierowcą okazał się
Maciek.
-
Do domu… - wyszeptałam przerażona oglądając się w kierunku uliczki.
Zakapturzona postać stała w cieniu, ale wiedziałam, że bacznie mnie obserwuje. Maciej
podążył za moim wzrokiem. – Zrobił ci coś? – zapytał nie odrywając wzroku od
postaci. Mężczyzna odszedł. Siatkarz skierował wzrok na mnie.
-
Nie nic mi nie jest. – spuściłam wzrok.
-
Podwieźć cię? – jednak nie brzmiało to, jak pytanie. Zaprowadził mnie do auta i
otworzył drzwi. – Tylko musisz mi podać adres… - spojrzał na mnie, kiedy usiadł
za kierownicą.
-
Parkowa 13. – wyszeptałam patrząc ciągle na uliczkę.
O kurde, o kurde, o kurde! Czułam, że coś się stanie. Ale co tam akurat robił Maciek? Czemu nie spędzał Sylwestra jakoś na imprezie? W sumie lepiej. Moze teraz się do siebie zbliżą, czy coś. Czekam na ciąg dalszy ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
[faith-hope-volleyball.blogspot.com]
o proszę jaki wybawca się znalazł ;D
OdpowiedzUsuńpisz szybko następny, bo nie mogę się doczekać :)