czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 7

Kiedy Maciej zatrzymał auto przed blokiem, wysiadłam jak poparzona i puściłam się pędem do mieszkania. Zanim weszłam na klatkę schodową usłyszałam już piski Aleksa. Nie mogłam poradzić sobie z zamkiem. Zaczęłam przeklinać.
- Daj, pomogę. – zaproponował, widząc moje zdenerwowanie. Niechętnie oddałam mu klucze po kolejnych paru nieudanych próbach. Otworzył drzwi w ciągu dwóch sekund. Rzuciłam szybkie „dzięki” i pobiegłam na drugie piętro. Zadzwoniłam do drzwi pani Szytalskiej i zajęłam się rozbrajaniem zamków mieszkania.
- Aleks! – zawołałam. Piski w mgnieniu oka ucichły. – Spokój. Już jestem.
- Całe szczęście. – sąsiadka wyszła na korytarz. – Ni z tego ni z owego zaczął potwornie ujadać. Ci z góry już chcieli po policje dzwonić, ale wytłumaczyłam im, że już jedziesz. O, widzę, że nie sama. – popatrzyła na mojego towarzysza.
- Dobry wieczór. – usłyszałam jego głos.
- Jeszcze dżentelmen. Chyba dzisiaj wyłączę aparat słuchowy.
- No wie pani. – odwróciłam się do niej, a Maciej zaczął rechotać. Otworzyłam w końcu drzwi i Aleks skoczył do mnie skamlając ze szczęścia. Zaczęłam go głaskać i tulić. Nagle wyskoczył w kierunku siatkarza. – Aleks! Zostaw.

Lecz moim oczom ukazał się obraz, którego nie widziałam chyba nigdy. Aleks leżał na grzbiecie i domagał się pieszczot. – Przecież… Jak… Ty nie lubisz obcych mężczyzn… - powiedziałam zdziwiona.
- No kochanieńka, skoro tak to ten kawaler musi być przysłowiową igłą w stogu siana, którą tak trudno znaleźć. – powiedziała do mnie na tyle głośno, by połowa mieszkańców nas usłyszała. – Jest pan kawalerem? – wypaliła.
- Taak… - jąknął zbity z pantałyku Maciej.
- No i wszyscy są zadowoleni. – klasnęła w dłonie sąsiadka.
- Dziękuję, pani za wszystko. W sobotę wpadniemy tradycyjnie na kawkę i ciasteczka. – „idź stąd stara babo, idź”… W końcu pani Szytalska postanowiła iść obejrzeć Stachurskiego, a my zostaliśmy na korytarzu. Właśnie…
- Ehm… Nie chcę być niegrzeczna… - zaczęłam. Pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji i czułam się co najmniej niezręcznie.
- Może zamiast mnie wyganiać po prostu potowarzyszę wam w ostatnich chwilach starego roku. – powiedział Maciej ciągle drapiąc Aleksa. Jestem zazdrosna.
- Nie pozbędę się ciebie tak szybko, co? – zapytałam. Ten pokręcił przecząco głową. – Aleks, do domu. Zobaczymy co nabroiłeś. Nie poznaję cię, po prostu.

Najpierw do mieszkania musiał wejść Maciej, dopiero za nim podreptał Aleks. Powiedziałam siatkarzowi, by się rozgościł, a ja, ciągle ubrana w kurtkę obeszłam mieszkanie. No cóż. Prócz tego, że trzeba będzie kupić psu nowe posłanie to nic nie ucierpiało. Zdjęłam kurtkę i poszłam zrobić herbatę. Maciej poczęstował się sokiem owocowym. Aleks bacznie go obserwował.
- Dlaczego byłaś taka zdziwiona jego zachowaniem? – zapytał, kiedy usiadłam po turecku na fotelu.
- Nienawidzi obcych. Szczególnie mężczyzn. Albo ich gryzie albo warczy i nie pozwala im się zbliżyć. Zresztą tak został nauczony.
- Dlaczego?
- Długa historia.
- Noc też jest długa. – zaśmiał się.
- A ty tak w ogóle co tu robisz? We Wrocławiu?
- Przyjechałem do kuzyna. Co roku spędzamy sylwestra.
- No to masz jeszcze jakieś piętnaście minut na podtrzymanie tradycji.

On tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się do mnie.  – W tym roku będzie musiał obejść się smakiem. Dzięki za maila.
- Spoczko. – powiedziałam, skacząc po kanałach.
- Opowiedz coś o sobie. – powiedział po chwili milczenia.
Zaśmiałam się. – Nie bawię się w takie gierki.
- A w jakie się bawisz?
- W żadne. Od lat. – wzruszam ramionami. – Ale ty możesz coś o sobie opowiedzieć.

Siatkarz nie potrzebował więcej zachęty. Opowiedział o sobie chyba wszystko. Gdzie się wychował, kim są jego rodzice, opowiedział o swojej młodszej siostrze i dlaczego akurat siatkówka. Nie mogłam siedzieć w jego towarzystwie cicho.
- Urodziłam się i wychowałam w Poznaniu. Moja mama jest prawnikiem, a tata emerytowanym żołnierzem i teraz robi w policji. Nie mam rodzeństwa. Skończyłam liceum biologiczno-geograficzne i po maturze wyjechałam do Wrocławia na studia, bo w Poznaniu nie mogłam się odnaleźć mimo, że to moje rodzinne miasto.
- Nie powiesz dlaczego? – wiedziałam, że interesuje go skąd mam bliznę. Pokiwałam przecząco głową.
- Dominice nie udało się mnie przekonać do spowiedzi przez pół roku. I nadal nie lubię o tym mówić, więc nie powiem. Przynajmniej nie teraz.
- Rozumiem. Zmieniając temat: robisz naprawdę niezłe zdjęcia. Nie myślałaś, by iść w tym kierunku?
- Nie, złapałam informatycznego bakcyla i dobrze się w tym czuję. Fotografia to tylko dodatek.
- No ale wiesz…
- A co zaproponujesz mi pracę fotografa? – zaśmiałam się.
- Chłopaki by nie mogli się skupić na treningach i grze, gdybyś ciągle się gdzieś kręciła.


Nim się obejrzeliśmy wybiła północ. Zadzwoniła Dominika z życzeniami i informacją, że nie wróci na noc. Aleks był spokojniejszy chyba dzięki obecności siatkarza, który wyszedł z mieszkania koło drugiej. Po raz pierwszy od dawna nie miałam koszmarów w nocy. 
______________________________________________________
dzisiaj mam mega, ale to mega szczęśliwy dzień, więc wrzucam Wam następny rozdział ;) 
bon appetit

3 komentarze:

  1. Czułam, że od razu to się ona przed nim nie otworzy, ale próbował. fajnie, że tak pogadali i w ogóle. Kto wie, co z tego będzie. A Aleks to ma chyba nosa :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. "Chłopaki by nie mogli się skupić na treningach i grze, gdybyś ciągle się gdzieś kręciła." uhuhuhuhu... ;D robi się ciekawie i bardzo miło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ;)
    Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój całej sytuacji ;)


    jak będziesz miała trochę czasu, to wpadnij do mnie :http://stapajacponiepewnym.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń