wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 11

Szłam za Maćkiem w kierunku krzaków. Okazało się, że to tylko wiewiórki. Głośno wypuściłam powietrze z płuc… Ulżyło mi. Szybko zapomniałam o wiewiórkach, bo Aleks zaczął na mnie szczekać, turlając piłkę w moim kierunku.

- Berek! – krzyknęłam, klepiąc Maćka w plecy i szybko zaczęłam uciekać w kierunku stawu. Aleks nie wiedząc, co się dzieje biegł koło mnie co jakiś czas szczekając. Niestety Maciej dogonił mnie szybciej niż sądziłam. Oboje wylądowaliśmy na trawie, głośno się śmiejąc. W tym ułamku sekundy świat, jakby się zatrzymał. Nie było nic ani nikogo wokół. Byłam tylko ja i on. Zatraciłam się w jego niebieskich oczach. Nasze usta dzieliły milimetry. Zawahałam się tak jak on, ale przy nim czułam się normalnie, czułam że jestem sobą. Jego dłoń dotknęła mojego policzka i skierował ją w dół, na szyję.

- Ach, ci zakochani… - usłyszałam. Oboje odwróciliśmy się. Obok stała starsza para i uśmiechała się w naszym kierunku. Aleks leżał obok bacznie nas obserwując z przechylonym łbem. – Pamiętasz, skarbie… Też kiedyś byliśmy młodzi i tak samo zakochani…
- Jak dla mnie nadal jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie… - powiedział starszy pan i mocno przytulił swoją żonę. Mimowolnie się uśmiechnęłam i powoli wyszłam spod Maćka.
- Wracajmy… - powiedziałam, patrząc w kierunku starszej pary. Zaczęło burczeć mi w brzuchu, więc po drodze weszliśmy do sklepu.
- Umiesz robić gyrosa? – zapytałam, kiedy weszliśmy do mieszkania. Jednak, kiedy zobaczyłam mieszkanie cały dobry humor się ulotnił… Wnętrze wyglądało, jakby przeszło tornado. Wszystko poprzewracane, rzeczy z szuflad wyrzucone. Pobiegłam do swojego pokoju, wybierając numer do Milicza. Odebrał po chwili.
- Co się dzieje?

Po piętnastu minutach po mieszkaniu kręcili się policjanci… Ze swojej super-randki wróciła także Dominika.
- Nie ma żadnych śladów włamania… Widocznie miał klucz. – rozmawiali między sobą policjanci. Milicz siedział naprzeciwko mnie w salonie. Maciej i Dominika siedzieli obok mnie.
- Dobrze by było, gdybyście na razie tutaj nie mieszkały. Macie się gdzie zatrzymać? – pyta Milicz, wyraźnie zdenerwowany i zatroskany. Nie miałam siły myśleć. Byłam zbyt przerażona. Jak się dostał do mieszkania? „Musiał mieć klucz”…
- Ja mogę na kilka dni zostać u Michała… - mówi Dominika patrząc na mnie.
- Zuza? Wracasz do Poznania? – pyta kapitan.
- Nie. Wtedy oni też będą w niebezpieczeństwie. Ale nie mam gdzie…
- Pojedzie ze mną do Kędzierzyna. – wypalił Maciej.
- Nie zgadzam się. – nie mogę jego też w to mieszać.
- Obiecałem i chcę dotrzymać obietnicy. Koniec. Postanowione.
- Porucznik Kasperski i Dąbrowicz pojadą za wami. – powiedział kapitan, mężczyźni od razu zjawili się obok. – Aśka, zadzwoń do Kędzierzyna. Reszta, wie co robić. Sprawdźcie jej nadajnik! Dorwiemy go. – zwrócił się do mnie. – Tym razem nie ma szans. – poklepał mnie po ramieniu i podszedł do policjantów, którzy mieli jechać ze mną do Kędzierzyna.
- Idź się spakować. – powiedział Maciej.
- A Aleks? Nie zostawię go! – zdenerwowałam się. – Zresztą. Oszalałeś. Za dużo osób już jest już zagrożonych i teraz ty…
- Aleks jedzie z nami, a poza tym… - podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie. – nie pozwolę cię skrzywdzić… już postanowione.  
- Chodź. – powiedziała spokojnie Dominika. – Pomogę ci.

Godzinę później byłam spakowana i siedziałam w Audi Macieja. Całe szczęście komputer i aparat był nietknięty. Na moje nieszczęście znalazł mój zeszyt, w którym zapisywałam sny i wyrwał kilka kartek. Musiałam powiedzieć, co dokładnie na nich zapisałam. Udało mi się podsłuchać rozmowę Milicza z Lulim. „Jest wkurzony bardziej niż się tego spodziewaliśmy. Teraz jest zdolny do wszystkiego, skoro w biały dzień włamał się do mieszkania… Może ma to związek z siatkarzem…” Widziałam także, że Maciej rozmawia o czymś z Miliczem. Pożegnałam się z Dominiką.

- Przepraszam. – mówiłam ze łzami w oczach.
- Nie martw się. Będzie dobrze. – przyjaciółka mnie mocno przytula.
- Narażam teraz wszystkich. Ciebie, Michała… Maćka… Rodziców…
- Zuzia… - patrzy mi w oczy. – Przecież skoczylibyśmy za tobą w ogień. Nie pozwolimy cię skrzywdzić, a Maciej tym bardziej. Nie widzisz tego? Wszyscy cię kochamy.

Rozkleiłam się… Nie bałam się o siebie tylko o wszystkich moich bliskich…

Bez słowa wsiadłam do Audi. Jechaliśmy w milczeniu. W lusterku widziałam, że policjanci zachowują spory dystans, ale ani razu nie zniknęli mi z pola widzenia. Powinnam czuć się bezpieczniej, ale w głowie słyszałam słowa psycholog „teraz jest zdolny do wszystkiego…”. Mimo olbrzymiego stresu i wręcz buzującej adrenaliny, zasnęłam. Przebudziłam się, kiedy Maciej położył mnie do łóżka. 

__________________________________________________________________________________________
WESOŁYCH I SPOKOJNYCH ŚWIĄT.
SPEŁNIENIA MARZEŃ - TYCH SIATKARSKICH TEŻ, 
W NADCHODZĄCYM NOWYM  ROKU

1 komentarz:

  1. Biedna Zuza ;/ Współczuję takiego życia w ciągłym strachu. A ten jej prześladowca musi być mocno zdeterminowany, skoro włamał się tak normalnie w dzień. Akcja nabiera tempa. To lubię! Wesołych Swiąt i weny życzę ;*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń