Szłam
za Maćkiem w kierunku krzaków. Okazało się, że to tylko wiewiórki. Głośno
wypuściłam powietrze z płuc… Ulżyło mi. Szybko zapomniałam o wiewiórkach, bo
Aleks zaczął na mnie szczekać, turlając piłkę w moim kierunku.
-
Berek! – krzyknęłam, klepiąc Maćka w plecy i szybko zaczęłam uciekać w kierunku
stawu. Aleks nie wiedząc, co się dzieje biegł koło mnie co jakiś czas
szczekając. Niestety Maciej dogonił mnie szybciej niż sądziłam. Oboje
wylądowaliśmy na trawie, głośno się śmiejąc. W tym ułamku sekundy świat, jakby
się zatrzymał. Nie było nic ani nikogo wokół. Byłam tylko ja i on. Zatraciłam
się w jego niebieskich oczach. Nasze usta dzieliły milimetry. Zawahałam się tak
jak on, ale przy nim czułam się normalnie, czułam że jestem sobą. Jego dłoń
dotknęła mojego policzka i skierował ją w dół, na szyję.
-
Ach, ci zakochani… - usłyszałam. Oboje odwróciliśmy się. Obok stała starsza
para i uśmiechała się w naszym kierunku. Aleks leżał obok bacznie nas obserwując
z przechylonym łbem. – Pamiętasz, skarbie… Też kiedyś byliśmy młodzi i tak samo
zakochani…
-
Jak dla mnie nadal jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie… - powiedział
starszy pan i mocno przytulił swoją żonę. Mimowolnie się uśmiechnęłam i powoli wyszłam
spod Maćka.
-
Wracajmy… - powiedziałam, patrząc w kierunku starszej pary. Zaczęło burczeć mi
w brzuchu, więc po drodze weszliśmy do sklepu.
-
Umiesz robić gyrosa? – zapytałam, kiedy weszliśmy do mieszkania. Jednak, kiedy
zobaczyłam mieszkanie cały dobry humor się ulotnił… Wnętrze wyglądało, jakby przeszło
tornado. Wszystko poprzewracane, rzeczy z szuflad wyrzucone. Pobiegłam do
swojego pokoju, wybierając numer do Milicza. Odebrał po chwili.
-
Co się dzieje?
Po
piętnastu minutach po mieszkaniu kręcili się policjanci… Ze swojej super-randki
wróciła także Dominika.
-
Nie ma żadnych śladów włamania… Widocznie miał klucz. – rozmawiali między sobą
policjanci. Milicz siedział naprzeciwko mnie w salonie. Maciej i Dominika
siedzieli obok mnie.
-
Dobrze by było, gdybyście na razie tutaj nie mieszkały. Macie się gdzie
zatrzymać? – pyta Milicz, wyraźnie zdenerwowany i zatroskany. Nie miałam siły
myśleć. Byłam zbyt przerażona. Jak się dostał do mieszkania? „Musiał mieć
klucz”…
-
Ja mogę na kilka dni zostać u Michała… - mówi Dominika patrząc na mnie.
-
Zuza? Wracasz do Poznania? – pyta kapitan.
-
Nie. Wtedy oni też będą w niebezpieczeństwie. Ale nie mam gdzie…
-
Pojedzie ze mną do Kędzierzyna. – wypalił Maciej.
-
Nie zgadzam się. – nie mogę jego też w to mieszać.
-
Obiecałem i chcę dotrzymać obietnicy. Koniec. Postanowione.
-
Porucznik Kasperski i Dąbrowicz pojadą za wami. – powiedział kapitan, mężczyźni
od razu zjawili się obok. – Aśka, zadzwoń do Kędzierzyna. Reszta, wie co robić.
Sprawdźcie jej nadajnik! Dorwiemy go. – zwrócił się do mnie. – Tym razem nie ma
szans. – poklepał mnie po ramieniu i podszedł do policjantów, którzy mieli
jechać ze mną do Kędzierzyna.
-
Idź się spakować. – powiedział Maciej.
-
A Aleks? Nie zostawię go! – zdenerwowałam się. – Zresztą. Oszalałeś. Za dużo
osób już jest już zagrożonych i teraz ty…
-
Aleks jedzie z nami, a poza tym… - podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie.
– nie pozwolę cię skrzywdzić… już postanowione.
-
Chodź. – powiedziała spokojnie Dominika. – Pomogę ci.
Godzinę
później byłam spakowana i siedziałam w Audi Macieja. Całe szczęście komputer i
aparat był nietknięty. Na moje nieszczęście znalazł mój zeszyt, w którym
zapisywałam sny i wyrwał kilka kartek. Musiałam powiedzieć, co dokładnie na
nich zapisałam. Udało mi się podsłuchać rozmowę Milicza z Lulim. „Jest wkurzony
bardziej niż się tego spodziewaliśmy. Teraz jest zdolny do wszystkiego, skoro w
biały dzień włamał się do mieszkania… Może ma to związek z siatkarzem…”
Widziałam także, że Maciej rozmawia o czymś z Miliczem. Pożegnałam się z
Dominiką.
-
Przepraszam. – mówiłam ze łzami w oczach.
-
Nie martw się. Będzie dobrze. – przyjaciółka mnie mocno przytula.
-
Narażam teraz wszystkich. Ciebie, Michała… Maćka… Rodziców…
-
Zuzia… - patrzy mi w oczy. – Przecież skoczylibyśmy za tobą w ogień. Nie
pozwolimy cię skrzywdzić, a Maciej tym bardziej. Nie widzisz tego? Wszyscy cię
kochamy.
Rozkleiłam
się… Nie bałam się o siebie tylko o wszystkich moich bliskich…
Bez
słowa wsiadłam do Audi. Jechaliśmy w milczeniu. W lusterku widziałam, że
policjanci zachowują spory dystans, ale ani razu nie zniknęli mi z pola
widzenia. Powinnam czuć się bezpieczniej, ale w głowie słyszałam słowa
psycholog „teraz jest zdolny do wszystkiego…”. Mimo olbrzymiego stresu i wręcz
buzującej adrenaliny, zasnęłam. Przebudziłam się, kiedy Maciej położył mnie do
łóżka.
__________________________________________________________________________________________
WESOŁYCH I SPOKOJNYCH ŚWIĄT.
SPEŁNIENIA MARZEŃ - TYCH SIATKARSKICH TEŻ,
W NADCHODZĄCYM NOWYM ROKU
Biedna Zuza ;/ Współczuję takiego życia w ciągłym strachu. A ten jej prześladowca musi być mocno zdeterminowany, skoro włamał się tak normalnie w dzień. Akcja nabiera tempa. To lubię! Wesołych Swiąt i weny życzę ;*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam