W
pomieszczeniu panowała ciemność. Minęła dłuższa chwila, kiedy zorientowałam się
gdzie jestem, a miniony dzień nie był koszmarem. Był kwadrans po trzeciej.
Maciej spał odwrócony do mnie plecami. Po cichu wstałam i telefonem oświetlałam
sobie drogę. Usłyszałam stąpanie Aleksa obok. Pogłaskałam psa, który moment
później szedł przede mną. Zerknęłam przez ramię na śpiącego sportowca. Jego
nagie i umięśnione ramiona miarowo się unosiły. Przynajmniej on miał dobry sen.
Zamknęłam drzwi sypialni, żeby czasem go nie obudzić. Znalazłam łazienkę, a
raczej łaźnię. Wanna przypominała jacuzzi, a pod prysznicem zmieściłyby się
trzy osoby. Przemyłam twarz zimną wodą, by się trochę bardziej rozbudzić i
kontynuowałam nocne zwiedzanie. Znalazłam włącznik światła. W mgnieniu oka
mogłam bezpiecznie poruszać się po części mieszkania. W korytarzu natknęłam się
na nasze plecaki. Ze swojego wyjęłam laptopa i włączyłam go. Rozejrzałam się po
pomieszczeniach. Salon połączony z kuchnią i jadalnią. W kuchni znalazłam sok
pomarańczowy. Dobrą chwilę mi zajęło znalezienie jakiegoś naczynia. Kiedy w
końcu się udało usiadłam na kanapie i przykryłam się kocem leżącym obok.
-
Jakoś damy sobie radę, prawda? – szepnęłam do psa, który usiadł obok mnie i
położył łeb na kolanach.
Na
monitorze wyświetliła się koperta, informująca o nowej wiadomości mailowej. Naprzeciwko
mnie znajdowały się wielkie dwie szyby. Z ciekawości wstałam i podeszłam do
okien. Moje przypuszczenia okazały się słuszne. Był to balkon. Wzięłam bluzę
Maćka wiszącą na jednym z krzeseł, otworzyłam jedno z okien i wyszłam na świeże
powietrze. Było rześko, a niebo zaczęło szarzeć. Wzięłam kilka głębszych
wdechów i schowałam się w mieszkaniu. Przeszłam obok kominka, na którym stały różne
statuetki i medal z Uniwersjady. Uśmiechnęłam się. Moją uwagę przykuły zdjęcia.
Ich tu nie mogło zabraknąć. W oczy rzuciło mi się zdjęcie, na którym znajdował
się uśmiechnięty siatkarz z blondynką u boku, a na rękach trzymał małe dziecko.
Przekręciłam głowę, zastanawiając się, czy wiedziałam wszystko o człowieku,
który teraz narażał siebie na niebezpieczeństwo… Czy tylko siebie?
Wyrzuciłam
z głowy te myśli, nalałam sobie jeszcze soku pomarańczowego, zgasiłam światła i
usiadłam przy komputerze. Odczytałam kilka maili od Dominiki. Napisałam
wiadomość do szefa, że mam anginę i przez najbliższe dwa tygodnie nie pokażę
się w pracy, ale będę pracować w domu. Nim się obejrzałam utonęłam w ramionach
Morfeusza. Kilka godzin później obudził mnie jakiś hałas połączony z warczeniem
Aleksa.
-
Aleks, nie warcz. Gdzie Zuza? Co się stało? – usłyszałam zdenerwowanego
siatkarza. – Zuza!
-
Tu jestem. – wychyliłam się zza winkla. – Aleks, zostaw… Głuptasie. A ty ducha
zobaczyłeś? – patrzę na siatkarza.
-
Boże… nie strasz mnie tak więcej… - podszedł i
mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk, czując ciepło jego nagiego torsu i
rozluźniające się powoli mięśnie.
-
Raczej bym nie uciekła, nie widzi mi się błądzenie w obcym mieście w środku
nocy. – śmieję się.
-
Bardzo śmieszne. – patrzy mi w oczy. – Na co masz ochotę? – dwuznaczna
propozycja? – Kucharzem dobrym nie jestem, ale tosty i zapiekanki robię podobno
świetne.
-
Skuszę się. – wzięłam szklankę po soku i poszłam za siatkarzem – półnagim… do
kuchni. – Pomóc ci w czymś? – pytam, kiedy Maciej wyciąga produkty z lodówki.
-
Nie, dzięki. Rozgość się.
-
Już to zrobiłam w nocy. – patrzę na niego uważnie. – Mam całkowicie proste
pytanie…
-
Słucham…
-
Masz dziecko? – siatkarz omal nie upuścił cebuli i keczupu z rąk. Spojrzał na
mnie z wytrzeszczonymi oczami. – Bo ci zaraz oczy z orbit wyjdą.
-
Skąd takie pytanie w ogóle?
-
Proste pytanie prosta odpowiedź. – wzruszam ramionami. - Widziałam zdjęcie na kominku. Tak czy nie.
Maciej
się zaśmiał. No rozumiem, że śmiech to zdrowie, ale…
-
Maciek, to nie jest śmieszne! Nie rozumiesz, że teraz narażasz siebie i swoich
najbliższych!
-
Zuzka… - podchodzi i ujmuje moją twarz w dłonie. – nie mam dziecka, to moja
siostrzenica i chrześnica. A ta blondynka to Oliwia, moja siostra. Są
bezpieczne, bo mieszkają we Włoszech.
-
Masz szczęście. Podwójne… - kamień, a raczej dwa wielkie głazy spadły mi z
serca.
-
Zazdrośnik… - szepcze. Jego usta były niebezpiecznie blisko moich.
-
Nie miałeś czasem robić śniadania… - starałam się zachować normalnie, ale chyba
kiepsko mi szło. – a trening…
-
Trening po południu, a śniadanie nie zając… - uśmiechnął się i delikatnie mnie
pocałował, jakby czekał na moją reakcję. Odwzajemniłam pocałunek i siatkarz
nabrał pewności siebie. Wplotłam dłonie w jego włosy, jednocześnie się do niego
przybliżając. On jedną dłonią zjeżdżał wzdłuż talii. Moje ciało zesztywniało,
kiedy poczułam jego dłoń pod koszulą blisko blizny.
-
Maciej… - szepnęłam. – Nie.
-
Przepraszam… - spojrzał na mnie.
-
To nie twoja wina. – spuściłam głowę. – Co z tym śniadaniem? Głodna jestem. –
szybko zmieniłam temat, a siatkarz nie ciągnął dalej tego co się wydarzyło.
Uświadomiłam sobie, jak bardzo pragnęłam bliskości drugiego człowieka. Nie
chodziło mi o przyjaźń, ale o coś więcej. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę
krzątającego się po kuchni i uświadomiłam sobie, że chyba się zakochałam…
__________________________________________________________________________________________
Jak po świętach? Ja mam głowę pełną pomysłów i przepełniony brzuszek - całą dietę szlag trafił, ale od nowego roku trzeba się wziąć za siebie, bo zaraz studniówka :)
Będzie zabawa...
Spokojny rozdział, ale czuję, że w następnym już tak nie będzie. Fajnie, ze się dogaduje z Maćkiem :) Bardzo mnie to cieszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
słitaśnie, że tak to ujmę :P
OdpowiedzUsuńpo świętach jak to po świętach - jestem wynudzona na cały rok, ale chyba każdemu potrzebny jest taki czas odpoczynku choćby chwilowego i zapomnienie o pracy i szkole.. ;)