czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 23

Po paru dniach ból głowy i zawroty były nie do zniesienia. Bez większego zastanawiania się zadzwoniłam na pogotowie. Przyjechało po paru minutach. W tym czasie udało mi się trochę rozchodzić i wypiłam litr wody.

- Długo już miewa pani zawroty? – pyta ratownik medyczny.
- Od dwóch tygodni, ale dopiero od paru dni się nasilały.

Lekarz popatrzył na mnie, zbadał mi tętno i zabrał do szpitala.

- Zanim rozpoczniemy badania muszę powiedzieć, że jestem w ciąży. – mówię, kiedy pielęgniarka wiezie mnie na rentgen.

- A to zmienia postać rzeczy. Wracamy do gabinetu doktora w takim razie. – powiedziała około pięćdziesięcioletnia pielęgniarka.

Lekarz stwierdził, że bardziej bezpieczniejszy będzie tomograf. Tak też zrobiono. Brzuch przykryto grubym kaftanem. Po pięciu minutach znów zjawiłam się w gabinecie lekarskim i czekałam na werdykt. Całe szczęście nic poważnego mi nie zagrażało, z moją głową było wszystko w porządku. Wystąpiło tylko małe obrzmienie w części potylicznej od silnego uderzenia.

- Jeśli bóle nie ustąpią, a będą się jeszcze nasilać do przyszłego tygodnia zatrzymamy panią na obserwacji. Na chwilę obecną przepiszę lek… - zaczął coś skrobać na kartce.
- Nie zaszkodzi to dziecku? – pytam, kiedy wzięłam receptę i próbowałam rozszyfrować nazwę leku.
- Jest to bardzo bezpieczny lek, proszę się nie martwić. – uśmiechnął się doktor. – Proszę brać to codziennie rano, jeśli zaś nic nie ulegnie poprawie to wieczorem jedna tabletka nie zaszkodzi.

Po wyjściu ze szpitala wstąpiłam do apteki, by nabyć lek i pojechałam taksówką do domu.
Całe szczęście wystarczyła jedna tabletka, bym mogła już normalnie funkcjonować. Poszukałam w sieci dobrego ginekologa i umówiłam się na pierwsza wizytę. Maciej wraz z reprezentacją pojechali do Brazylii, gdzie odbywały się mecze finałowe. Chłopakom udało się ugrać srebrny medal, prześcigając tym samym Brazylijczyków, a Rosjanie oczywiście zostali niezwyciężeni. Trzy dni później siatkarze powrócili do Polski. Tradycyjnie na Okęciu zebrał się wielki tłum kibiców, którzy przybyli przywitać chłopaków. Widziałam uśmiechnięte twarze chłopaków, co bardzo poprawiło mi humor. Po zakończeniu ceremonii na lotnisku zadzwonił Maciej.

- Cześć kochanie. – powiedział, kiedy odebrałam. – Jak się czujesz?
- Wyśmienicie. Był mały kryzys, ale jest wszystko okej. Nie musisz się martwić. – od razu go uspokoiłam. – Kiedy wracasz? Stęskniłam się.
- Jutro po południu zabiorę się z Marcinem i pewnie wieczorem będę w domu. – wyczułam, że się uśmiecha.
- Za bardzo nie balujcie. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia.

Ta doba ciągnęła się w nieskończoność. Odliczałam każdą sekundę do przyjazdu siatkarza. Chęć na spacer musiałam przełożyć na dzień następny, gdyż pogoda nie zachęcała do czegokolwiek oprócz spania. Od kilku godzin nieustannie padało. Późnym wieczorem przyszła nawet burza. Nie mogłam zmrużyć oka, więc przeniosłam się do salonu, gdzie z Aleksem zrobiliśmy sobie mały seans filmowy. Miałam ochotę na jakieś chrupki, ale niestety żadnej tego typu przekąski nie znalazłam. Za to wykorzystałam nadmiar sałaty, pomidorów, ogórków i białych serków. Do łóżka wróciłam po drugiej w nocy i obudził mnie dopiero zimny nos Aleksa, domagający się spaceru.

- No to idziemy. – podrapałam psa za uchem i poszłam się ubierać. Założyłam czarne rurki, moje ulubione czerwone trampki, biały top i dżinsową koszulę. Wzięłam telefon, klucze, frisbee Aleksa i poszliśmy do parku. Spędziliśmy tam dwie godziny. Po powrocie naszła mnie chęć na pizzę. Znalazłam w Internecie przepis i zabawiłam się w kucharza. Po godzinie moje dzieło stygło na blacie. Zaczęłam się zastanawiać czy to już ujawniają się moje ciążowe zachcianki. Miałam tylko nadzieję, że nie będę się budzić o trzeciej w nocy i prosić Maćka by przyniósł mi ogórki kiszone.

Już miałam się zabierać za pierwszy kawałek pizzy, kiedy zadzwoniła moja komórka.

- Cześć mamuś.
- Przyszły zaproszenia na ślub Basi i Czarka.
- No wreszcie. – śmieję się. – Kiedy?
- Trzynastego lipca w Poznaniu. – powiedziała mama, a ja szybko zapisałam informację na jakiejś kartce i od razu przypięłam na lodówkę. – Zadzwoniłam także do Basi, by powiedzieć jej, że jednak przyjedziesz z kimś.
- Dzięki mamo.
- Jeszcze przyszedł jakiś list polecony do ciebie. Nie otwierałam, ale wydaje się być ważny.
- To otwórz i może tata prześle mi mailem skany. Tak będzie szybciej od wysłania go do Kędzierzyna.
- Dobrze. A powiedz jak się czujesz?

 __________________________________________________________________________________________
STUDNIÓWKOWE PRZYGOTOWANIA CZAS ZACZĄĆ!

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 22

Po zrobieniu wszystkich badań, dwa tygodnie później wypisali mnie ze szpitala. Moja mama się uparła, że pojedzie ze mną do Kędzierzyna, a tata nie miał nic więcej do gadania. Maciej za dwa dni miał dołączyć do reprezentacji, by pod koniec tygodnia stawić czoło kolejnej drużynie z grupy: Brazylijczykom. Bilans rozegranych meczów był równy zero – jedna wygrana z Włochami i jedna przegrana z drużyną z Rosji. Ten drugi mecz akurat mogliśmy obejrzeć w szpitalnej sali. W międzyczasie, kiedy jeździłam od gabinetu do gabinetu lekarskiego, do łódzkiego szpitala wparowali siatkarze w swoich charakterystycznych czerwonych koszulkach.

- Co wy tu robicie? – zapytałam, kiedy wróciłam z kolejnego USG do sali. Łóżko, które za dwie doby miałam opuścić było obwiązane w kolorowe baloniki, a na łóżku i stoliku leżały bombonierki, kwiaty i jakieś pluszaki.

- Będzie siatkarz, czy siatkarka? – pyta Kłos.
- Będzie kim zechce. – odruchowo kładę dłoń na brzuchu.
- Możesz być kim chcesz… - zacytował swój tekst z reklamy Kurek.
- Dlatego zostałeś wariatem? – zapytał Jarosz. Przyjmujący posłał atakującemu spojrzenie pełne litości. 
- Lepiej żeby był chłopak. – mówi Ignaczak.
- Czemu? – pyta Maciej, który właśnie wszedł do sali również ubrany w czerwoną, reprezentacyjną koszulkę.
- Lepiej żebyś miał jednego chłopaka do pilnowania niż cały Kędzierzyn. – śmieje się. Wywróciłam oczami i położyłam się do łóżka.

Siatkarze opuścili mnie dopiero, kiedy wygoniła ich jedna z pielęgniarek. Nawet urok osobisty Pawła Zagumnego nie pomógł na twardą panią Izę. Razem z ekipą poszedł także Maciej. Nie wiedziałam, kiedy teraz się zobaczymy, bo po meczu z reprezentacją Brazylii, lecieli do Toronto by stawić czoło Kanadyjczykom, ale zapewniałam, że jestem pod dobrą opieką – w końcu wracała ze mną moja mama. Ze skruchą na twarzy Maciej oddał swojej przyszłej teściowej auto. Zamki w mieszkaniu atakującego zostały zmienione – już tego dopilnował mój tata z kapitanem Miliczem. W mieszkaniu panowała cisza, jednak kiedy weszłam głębiej przywitało mnie radosne skomlenie Aleksa. Mocno przytuliłam swojego najwierniejszego przyjaciela. Pomogłam mamie rozpakować bagaże, ale wykonywanie gwałtownych ruchów powodowały jeszcze lekkie zawroty głowy. Dopiero mama musiała mnie zaprowadzić za rękę do sypialni, bym odpoczęła. W kącie stał mały stosik książek – Maćkowi stanowczo przyda się jakaś półka czy też regał na książki, więc sięgnęłam po pierwszą lepszą i zaczęłam czytać. Aleks leżał nieodłącznie obok mnie, na miejscu siatkarza i czuwał. Mama oczywiście zrobiła porządki za wszystkie czasy. Następnego dnia przyjechała Dominika ze swoją torbą podróżną.

- A gdzie Michał? – pytam, kiedy siadamy w salonie.
- Nie wiem, mam to gdzieś. – mówi całkowicie poważnie. - Mam zamiar posiedzieć ci trochę na głowie.  – powiedziała. - A twoja mama gdzie?
- Moja mamusia stwierdziła, że nie mogę się odżywiać tym co mamy w lodówce, więc skoczyła na zakupy. Jak to masz to gdzieś? Domi, co się dzieje?
- To ostro. – zaśmiała się przyjaciółka. – Przyjechałam twoim autkiem, żebyś mogła sobie trochę nim pojeździć. – wręczyła mi kluczyki do mojego Opla. Mina natychmiast jej zrzedła. – Zdradził mnie…
Natychmiast ją przytulam. Siadamy w salonie i przyjaciółka opowiada mi wszystko. – Tak po prostu. Nawet się tym nie przejął… Dobra. Dość o mnie. Wyliżę się. – szybko wraca do siebie. – A ty jak tam?

Wzruszam ramionami. Czułam się właściwie nijak. Trochę dokuczały mi jakieś małe dolegliwości i gdyby nie zdjęcie fasolki, wiszące obecnie na lodówce, nigdy nie pomyślałabym, że jestem w ciąży.
- Boję się. – powiedziałam w końcu. – Cholernie się boję.

Przyjaciółka mnie przytuliła.

- Nie jesteś i nie będziesz sama. Pamiętaj o tym. – pocieszyła mnie.

Po paru minutach do mieszkania wróciła mama z kilkoma wielkimi torbami zakupów. Poszłyśmy od razu jej pomóc lecz ja zostałam oddelegowana z kwitkiem na kanapę. Aleks w końcu mógł się położyć w swoim posłaniu, które przywiozła Dominika. Przez pół dnia leżałam w łóżku bądź trochę spacerowałam z Dominiką i Aleksem po parku, a moja uparta rodzicielka w tym czasie gotowała jakieś wymyślne potrawy. Mecz z Brazylią i Kanadą wygraliśmy za maksymalną ilość punktów i tym samym uplasowaliśmy się na drugim miejscu, za Rosją. Maciej codziennie do mnie dzwonił. Teraz dopiero zaczęłam tęsknić. Kiedy nie było go obok, ale moja mama i Dominika dzielnie dotrzymywały mi towarzystwa.

Pewnego dnia pojechałyśmy do jakiegoś centrum handlowego na małe zakupy. Tego mi trochę brakowało. Zaopatrzyłam się w jakieś nowe ubrania, w ciut większych rozmiarach. Przygotowywałam się psychicznie, że przybędzie mi tu i ówdzie trochę kilogramów, ale jakoś źle się z tym nie czułam. Kupiłam także w księgarni kilka książek, które od jakiegoś czasu chodziły mi po głowie oraz poradnik dla przyszłych mam. Dla Maćka też kupiłam książkę o bardzo chwytliwym tytule „Ratunku, jestem tatą!”. Już osobiście dopilnuję, by ją przeczytał. Po kilkunastu dniach niańczenia zostałam sama. Mama nagotowała jedzenia, jak dla armii. Z Dominiką stwierdziłyśmy, że miejsce w szafie, które zrobił mi Maciej jest już trochę za małe, więc zrobiłyśmy małe przemeblowanie. Po ich wyjeździe większość czasu spędzałam w domu lub na krótkich spacerach po parku z Aleksem. Do mojego auta póki co bałam się wsiąść, bo ciągle dokuczały mi zawroty głowy. Wspólnie śledziliśmy grę naszych siatkarzy, a także oglądaliśmy zawody lekkoatletyczne. Asia Pyrek świetnie sobie radziła i dwukrotnie udało jej się zdobyć złoty, a raz srebrny medal. Miałam nadzieję, że znów się spotkamy.


Kiedy przeglądałam strony dla przyszłych mam, natknęłam się na ogłoszenia jednego z kędzierzyńskich biur nieruchomości. Skopiowałam kilka linków i wysłałam Maćkowi mail. 
__________________________________________________________________________________________
No i jednak PP w Zielonej Górze - tyle przegrać ;( 
Rzeszów miastem lidera! <3

środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 21

- Proszę się uspokoić. To normalne. Widocznie organizm pacjentki nie jest jeszcze gotowy. – usłyszałam jeden męski głos.

-Ale to już tydzień… - tym razem odezwał się Maciej. Wydawało mi się, że dzieli nas gruba ściana. Próbowałam  się ruszyć, ale moje ciało było ciężkie jak głaz. Chciałam coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie otworzyć ust… Walczyłam. Słyszałam głosy moich rodziców. Nie wiedziałam, jak długo próbowałam otworzyć oczy. W końcu chyba się udało – zobaczyłam bladą poświatę światła. Poruszyłam głową. Mogłam się ruszać, ale sprawiało mi to ogromny ból. Spojrzałam na postać, półleżącą obok mnie. Podniosłam rękę i położyłam ją na głowie Macieja.

- Zuza! – krzykną nagle rozbudzony, patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się, a maszyny, które kontrolowały mój stan zaczęły potwornie piszczeć. Oddech mi przyspieszył... Do sali przybiegły pielęgniarki i lekarz. Zauważyłam nawet sylwetki moich rodziców.

- Pani Zuzanno, proszę powoli i głęboko oddychać. – powiedział lekarz przykładając stetoskop do mojej klatki piersiowej. Pielęgniarka wstrzyknęła mi coś do kroplówki. Znowu zapadła ciemność…

*

Powoli otworzyłam oczy. Tym razem pokój był wypełniony dziennym światłem. Wartę przy łóżku pełniła mama. Kiedy maszyna, kontrolująca pracę mojego serca delikatnie przyspieszyła, mama spojrzała na mnie.

- Pić… - zdążyłam wyszeptać.
- Krystian! – wybiegła z pokoju i zawołała mojego tatę. Razem z nim przybiegł siatkarz i lekarz, a mama wróciła po chwili z kubkiem wody. Podała mi trunek. Lekarz przeprowadził krótkie badania, sprawdzające moją pamięć i czucie w nogach. Wszystko było bez zarzutu. Spojrzałam na siatkarza. Uśmiechał się z ulgą. Miał zadrapanie na policzku i trochę posiniaczone czoło. Wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, którą w mgnieniu oka złapał. Moja mama wpadła w słowotok i żądała mojego powrotu do Poznania, a ja tylko kręciłam przecząco głową. Późnym popołudniem przyjechała Dominika z Michałem. Mało mówiłam, ale cieszyłam się, że zachowują się, a przynajmniej próbują zachowywać się normalnie. Po obiedzie przyszły dwie pielęgniarki.

- Możemy jechać. – powiedziała. Spojrzałam po twarzach osób, znajdujących się w sali. Dominika zaciskała kciuki, a moja mama ocierała kilka łez. Wbiłam wzrok w siatkarza. On tylko uśmiechnął się niemrawo.
Pielęgniarki zawiozły mnie do jakiegoś gabinetu, gdzie już czekała pani doktor. Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła uruchamiać sprzęt do USG. – Proszę pokazać brzuch. – rozkazała miłym głosem. Byłam przerażona, ale zrobiłam co kazała. Maciej chwycił moją dłoń, kiedy na ekranie zaczęły się ukazywać jakieś niewyraźne smugi.

- O, proszę zobaczyć. – doktor wskazała jakąś kropkę na środku ekranu. Wdusiła jakiś guzik i wydrukowała obrazek. – To państwa dziecko. – Patrzyłam wytrzeszczonymi oczami na monitor. Ścisnęłam mocniej dłoń siatkarza. – Na tym etapie możemy jeszcze mieć pewność, że płód ma pięć tygodni.
Doktor zaczęła swoją formułkę, co mi wolno, a co mam stanowczo wykreślić z jadłospisu na najbliższy rok. Nadal w to nie wierzyłam. Ściskałam w dłoni kartkę z wydrukowaną fasolką. Zaczęłam płakać. – Zostawię państwa samych. – powiedziała doktor i opuściła gabinet. Szybko odjęłam te pięć tygodni. Wychodziło na to, że zaszłam w ciążę jakoś po naszej pierwszej, wspólnie spędzonej nocy. Albo w ciągu następnych dwóch tygodni… 

- Maciej… - zaczęłam. – Ja… ja…
- Ja się cieszę. – uśmiechnął się do mnie atakujący.
- C-co? – spojrzałam na niego.
- Lubię dzieci. – wzruszył ramionami.
- Ale, ale… Ja nie nadaję się na mamę. Nie z tym co się stało…
- Hej… - położył głowę obok mojej i otarł moje łzy z policzków. – Damy sobie radę. Obiecuję ci. I będziesz wspaniałą mamą.

Przytuliłam go i zaczęłam się śmiać.

- A i jeszcze coś. – wyjął z kieszeni małe pudełko. – Nie myśl tylko, że to ze względu na dziecko, ale chcę spędzić z tobą resztę swoich dni. – otworzył wieczko i moim oczom ukazał się złoty krążek z kilkoma cyrkoniami. – Wyjdziesz za mnie? Zrozumiem, jeśli nie…
- Tak. – powiedziałam. - Tak, tak, tak, tak! – gwałtownie się podniosłam, co wywołało atak bólu głowy, ale nie przeszkodziło mi to, i zaczęłam całować siatkarza.
 *
- Uf, jest dobrze. – uśmiecha się moja przyjaciółka, kiedy wracamy do sali. Moi rodzice zapewnili, że mamy ich wsparcie. Mama zaczęłam swój monolog, że mam wracać do Poznania.

- Zostaję z Maćkiem, mamo. – mówię stanowczo. Zauważyłam drobny uśmiech na twarzy ojca. Albo tak bardzo polubił siatkarza, albo kiedy byłam w śpiączce zrobił mu wykład, jak przystało na policjanta i ojca swojej jedynej córeczki. 
__________________________________________________________________________________________
Nawet w czasie próbnych matur nie dają nam spokoju! Gr... 
Słyszeliście, że Puchar Polski najprawdopodobniej odbędzie się w POZNANIU?!
Tyle wygrać *.*

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 20

Ocknęła się w starej chacie. Policzek piekł, mięśnie bolały, ale w mgnieniu oka usiadła. Ręce miała związane liną. Próbowała wstać, ale była otumaniona…

- Co ze mną zrobiłeś… - zapytała, uświadamiając sobie, ze jej głos brzmi, jakby była pijana.
- Nieszkodliwa dawka, ale na tyle silna byś się nie opierała. – Zagórny siedział nad nią półnagi.
 - Czemu tego nie zakończysz?
- Bo chcę się jeszcze zabawić. Oczywiste. – zaśmiał się. – Pięć lat ukrywania się i abstynencji…

*

Dwadzieścia kilometrów dalej zabrzęczał telefon siatkarza. Przeklął pod nosem i wprowadził współrzędne do nawigacji. Z piskiem opon ruszył w stronę miejsca, gdzie przebywała Zuza.

- Trzymaj się… - szeptał co jakiś czas, patrząc to na prędkościomierz, to na nawigację. W pewnym momencie zauważył światła w lesie…
- Dobra, za pięć minut ją znajdzie. Dzwońcie po pogotowie i straż pożarną. I zaciśnijcie dupy i przyspieszcie! – Milicz stracił panowanie nad sobą. Ten zazwyczaj spokojny człowiek, obiecał ojcu Sawickiej, że będzie bezpieczna. – Po to macie nowy sprzęt żeby korzystać z niego na sto procent! Jak coś jej się stanie odpowiecie za to.

Biernacki wysiadł ze swojego Audi. Stanął przed samochodem dziewczyny i głośno zwołał ją po imieniu. Odpowiedziało mu echo, a potem cisza. Wyciągnął ze schowka latarkę i ruszył w kierunku, który jeszcze wskazywała nawigacja. Nagle ciszę przerwał przeraźliwy kobiecy krzyk.

- Zabiję cię… - szepnął w otchłań lasu i puścił się pędem w kierunku, skąd sądził, że dobiega krzyk.
- Sto metrów prosto i jesteś u celu. – poinformował głos nawigacji. Siatkarz porzucił prostokątne pudełeczko i przyspieszył. Ponownie usłyszał kobiecy krzyk i dźwięk łamanego drzewa. Odgłosy były tak wyraźne, że nim się spostrzegł stał dziesięć metrów przed drewnianą chatą. Po cichu, spiesząc się jak mógł, znalazł wejście do środka. Do jego uszu dobiegły dźwięki syren. Usłyszała to także Zuza, której stan się pogarszał. Obrazy przed oczami zaczęły się zamazywać, od uderzenia w głowę, w ustach czuła słodki smak krwi, a jej ciało bolało ją od walki. Maciej po cichu otworzył drzwi, kryjąc się za framugą. Jego oczom ukazała się leżąca dziewczyna w podartym ubraniu.

- Jezu… Zuza… - szepnął, podbiegając do dziewczyny.
- Maciej… - powiedziała ledwo dosłyszalnie. – Przepraszam…
- Ćśś… Zabiorę cię do domu. – już miał ją zabrać, ale usłyszał śmiech. Odwrócił się i zobaczył stojącego w kącie mężczyznę, palącego papierosa.

- Nie ma to jak papieros po udanej zabawie… - zaciągnął się dymem.
- Ty gnoju! – krzyknął siatkarz i rzucił się na niego. Zagórny się nie sprzeciwiał. Wylądowali na podłodze.
- Żałuj, że jej nie widziałeś pięć lat temu. Była taka posłuszna… – zaśmiał się między ciosami. W pewnym momencie jakby się przebudził i oddał kilka ciosów siatkarzowi. Ten stracił równowagę i upadł. Leżał na wprost dziewczyny, w której kierunku zbliżał się właśnie oprawca. Ona wyciągała dłoń do siatkarza ze łzami w oczach. Spojrzał na nią ze wzrokiem pełnym troski, a jednocześnie furii. Dźwięki syren były coraz głośniejsze. Biernacki złapał kawałek deski, która leżała obok i z całej siły uderzył mężczyznę w tył głowy. Bolał go brzuch od kilku kopniaków, szczęka i skroń… Ale nie to było ważne. Rozwiązał ręce dziewczyny i związał nieprzytomnego porywacza. Zdjął z siebie bluzę, okrył nią Zuzę i wziął na ręce. Kiedy wyszli z chaty biegli już w ich kierunku policjanci i ratownicy.

- Zuzka, trzymaj się… - szepcze jej do ucha Maciej. – Proszę, trzymaj się.
- Panowie, zabieramy ją. Natychmiast. – ratownicy zabrali nieprzytomną już dziewczynę do ambulansu i ruszyli w kierunku Łodzi.
- Pana także trzeba opatrzyć. – podszedł do siatkarza młody ratownik. Ale ten nie zwracał na niego uwagi. Z chaty wyszli policjanci, prowadzący Zagórnego. Maciej chciał ruszyć w jego kierunku, ale powstrzymał go Milicz.
- Już go załatwiłeś. – powiedział. - Chodź. Jedziemy do szpitala. – i popędzili w kierunku auta siatkarza.
Droga powrotna okazała się dwa razy krótsza. W mgnieniu oka wbiegli na izbę przyjęć.
- Chwilę temu przywieźli moją narzeczoną… – powiedział zdyszany siatkarz do kobiety w białym kitlu.
- Panie doktorze… - kobieta zwróciła się ze stoickim spokojem do mężczyzny, który właśnie kroczył zielonym korytarzem.
- Zuzanna Sawicka, przywieziona przed chwilą. – pokazał swoją odznakę Milicz. – Co z nią?
- Jej stan jest ciężki, ale stabilny. Został jej podany bardzo silny środek uspokajający. W tej chwili jest w śpiączce farmakologicznej, ale życiu pana narzeczonej i dziecku nic nie grozi.

- Dz-dzie-dziecku? – wyjąkał siatkarz.


- Tak, pańska narzeczona jest w ciąży. Nie wiemy, w dokładnie którym tygodniu, ale sądzimy, że może to być czwarty, piąty tydzień. Proszę się nie martwić, są w dobrych rękach. Za dwa dni będziemy wybudzać pańską narzeczoną ze śpiączki. A teraz proszę ze mną, trzeba pana także opatrzyć. 
__________________________________________________________________________________________
Miłego weekendu Wam życzę :D

czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział 19

- Była bardzo zdenerwowana. Prosiła żebym ci to przekazał. – Kłos wręcza niedbale złożony kawałek papieru. Atakujący powoli otwiera kartkę i od razu rozpoznaje pismo Zuzy.

„Maciej,

Przepraszam, że Cię w to wszystko wciągnęłam. Nie zasługiwałeś na to, by cierpieć przeze mnie. Nie zasługiwałeś na mnie, ale cieszę się, że mogłam choć przez chwilę czuć się kochaną mimo przeszłości i blizn. Przy Tobie czułam się normalnie i bezpiecznie, dlatego teraz ja muszę zapewnić Tobie bezpieczeństwo…
Muszę zmierzyć się z przeszłością sama. Bardzo bym chciała spędzić z Tobą resztę życia i zobaczyć Twój wspaniały uśmiech, ale obawiam się, że dzisiejszy poranek był naszym ostatnim.

Kocham Cię całym swoim sercem. Na zawsze.

Przepraszam…

Zuza”

- Co ona robi? – pyta Ignaczak zdezorientowany.
- Jedzie do jaskini lwa. – mówi przerażony siatkarz. Wyciągnął telefon i zadzwonił do Milicza. Rozmawiają przez dłuższą chwilę. Atakujący wbiega do ośrodka, szybko się przebiera, zabiera dokumenty i wsiada do auta.

- Maciej, co ty robisz?! Sam jej nie uratujesz. – siatkarze zaczynają się denerwować. – Wieczorem jedziemy do Warszawy.
- To spróbuję ją zatrzymać. Wybaczcie chłopaki, ale nie jadę.
- Anastasi się wkurzy.
- Powodzenia. – powiedział i ruszył za srebrnym Lexusem, który był w tej chwili nie wiadomo, gdzie… Siatkarz jechał na ślepo, ale w Poznaniu kapitan Milicz już pędził w kierunku Łodzi autostradą, z kogutem na dachu…

- Namierzcie ją i jedźcie tam. Nie wahajcie się strzelać. Musimy dopaść tego gnojka. Podaję wam numer jej nadajnika… - skontaktował się z komendą wojewódzką policji w stolicy województwa Łódzkiego. Podał siedmiocyfrowy numer nadajnika, który Sawicka miała na lewym nadgarstku. Całe województwo zostało postawione na nogi, by uratować życie dziewczyny.

*

Wyłączyłam telefon i ruszyłam w dalszą drogę. Miałam tylko nadzieję, że ten cholerny nadajnik działa. Jechałam jakiś czas, zupełnie nie wiedząc dokąd. Zgodnie ze wskazówką nawigacji zjechałam z drogi do lasu. Przez następne kilka kilometrów otaczały mnie tylko las i ciemność. Spojrzałam na zegarek. Pomyślałam, że siatkarze już są w drodze do Warszawy.

- Jesteś na miejscu. Miłego pobytu. – powiedział głos nawigacji. Zostawiłam włączone reflektory i wysiadłam z auta. Usłyszałam szelest wśród pobliskich krzaków.
- Szybka jesteś. – z ciemności wyłoniła się ludzka sylwetka.
- Masz czego chciałeś. Wypuść Dominikę i zostaw wszystkich w spokoju. – powiedziałam. Nie bałam się. Jeśli to miało się skończyć, to tu gdzie się zaczęło. Zaczęłam rozpoznawać las. Minęło pięć lat, a miałam wrażenie, jakbym wyszła z niego wczoraj. Serce biło mi szybko. Podszedł do mnie.

- Widzisz, sęk w tym, że jej tu nie ma. – wytrzeszczyłam oczy. – Siedzi w Poznaniu, myśląc że kupiłem tę bajkę na stacji. Bo kupiłem, szacunek dla pomysłodawców, ale zaczęło coś mi nie grać.

Dotknął mojego policzka, zjechał dłonią na szyję, gdzie miałam bliznę. Z szalonym uśmiechem zadarł do góry mój top odsłaniając brzuch. Zaświecił latarką. Zesztywniałam, kiedy poczułam jego szorstką rękę na skórze.
- Nie tak reagowałaś na dotyk siatkarzyny…

Nie wytrzymałam i go spoliczkowałam. On tylko się zaśmiał w niebogłosy. – Będzie niezła zabawa. – oddał mi dobrym za nadobne, tylko z dziesięciokrotną siłą. Upadłam na ziemię i urwał mi się film.

*

- Do cholery, gdzie ona jest?! – krzyczał Biernacki do słuchawki, błądząc po lasach, nieświadomy, że dwadzieścia kilometrów od niego Zagórny szykował się do zakończenia tego, co zaczął pięć lat temu. Milicz ze stoickim spokojem słuchał przekleństw i krzyków siatkarza.

- Maciej, uspokój się. Tak jej nie pomożesz. Za godzinę będę na miejscu, a agenci już pewnie ją namierzyli. – spojrzał z nadzieją na Dąbrowicza, który śledził nadajnik Sawickiej. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
- Oddzwonię. – zakończył Milicz. – I co?

- Biernacki jest najbliżej. Nasi dotrą do niej za czterdzieści minut.
- Cholera, może być za późno… - kapitan podrapał się po brodzie, który spowił dwudniowy zarost.
- O ile już nie jest. – mruczy Dąbrowicz.
- Nie sądzę. – wtrąca się psycholog Lulim. – Tak łatwo nie popuści. Wykorzysta każdą najbliższą chwilę, nim ją zabije. Mamy minimum dobę. Tak sądzę.


- Maciej  zatrzymaj się natychmiast. – ponownie Milicz połączył się z siatkarzem. – Zatrzymaj się i nigdzie nie jedź, bo się oddalisz. Za dwadzieścia minut wyślę ci współrzędne…
__________________________________________________________________________________________
Czwartkowy rozdział pędzi do Was, bo jutro mam zamiar odespać ostatnie 4 dni szkoły :)
Jak Wam się podoba grafika tytułowa? 
Może nie jestem "miszczem photoshopa", ale mnie osobiście się podoba.
Musze tylko ją jeszcze trochę dopracować.
Bez bicia się przyznam, że zaczęłam myśleć już o nowym opowiadaniu ;) 

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 18

Pewnego poranka, który miał być wolnym porankiem, bo była sobota, ktoś bezczelnie zwalił się na moje łóżko i władował pod kołdrę.

- Maciej, co ty wyprawiasz… Chcę się wyspać, w końcu. – mamroczę.
- Już wiem, jakie informacje przekazała Aśka. – powiedział Maciej, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Tak…? – ziewnęłam.
- No, teraz całe drugie piętro wie o plotkach. Dlatego…
- Nie zdziwię się jak mnie teraz cały ośrodek znienawidzi. Już się na mnie patrzą, jak na jakiegoś zombiaka. – schowałam się pod kołdrą. Jakoś szczególnie ten fakt nie zrobił na mnie wrażenia.
- Chłopaki takie nie są. Igła opowiadał, jak zeszłym roku Bartek przyjechał z Natalią to dopiero plotki puściły. Od tych sukcesów sodówa im uderzyła do głów. A resztą się nie przejmuj. Dlatego całe drugie piętro należy do siatkarzy. Tylko na pierwszym mieszka sztab szkoleniowy. – wzrusza ramionami.

- Lepsze to niż nic. – całuję go w czubek nosa.
- Lubię ciebie taką o poranku.
- Bez makijażu, ułożonych włosów. Cała ja. – śmieję się.
- Cała ty. – Maciej zachłannie wpija się w moje usta. Ręką zaczął wędrówkę w górę uda. – Jeszcze bardziej wolę cię nago albo w mojej koszuli z potarganymi włosami…

Śmieję się.

- A jak ktoś usłyszy? – pytam między pocałunkami, łapiąc gwałtownie oddech. Oplotłam nogi wokół jego bioder.
- Chrzanić to. I tak wiedzą, że jesteśmy razem… - siatkarz zaczyna ściągać ze mnie dolną część piżamy, całując mój brzuch. Od pocałunków dostałam gęsiej skórki. Maciej się uśmiechnął. Ponownie nasze usta się złączyły, by na chwilę się mogły się oderwać od siebie, w momencie, kiedy powoli we mnie wszedł. Zamknęłam oczy, a on bacznie mnie obserwował. Złapaliśmy wspólny rytm. Starałam się nie krzyczeć, ale kiedy doprowadził mnie do granicy nie wytrzymałam.

- O, Boże… Maciek… - jęknęłam, kiedy opadliśmy na łóżko. – Nienawidzę cię za to. – wtuliłam się w jego ramiona.
- Nienawidzisz? Mi się podobało. – uśmiechnął się zawadiacko. – Będę tęsknił za tobą we Włoszech.
- Przeżyjesz. Dobra nie wiem, jak ty, ale jestem głodna. Kawy, potrzebuję kawy. – próbowałam przedostać się nad siatkarzem, ale nie się nie udało… Złapał mnie w pasie i w sekundę znalazłam się pod nim. –  Wariat.
- Twój wariat. – szepnął i zaczął całować mnie w szyję.
- Okej, wszystko pięknie i wspaniale, ale ja chcę iść na śniadanko.

Jakimś cudem udało mi się wyjść spod atakującego i przedrzeć się do łazienki. Wzięłam krótki prysznic. Usłyszałam dźwięk telefonu. Zawinięta w ręcznik wyszłam z łazienki.

- Kto to? – pytam, kiedy Maciej odkładał właśnie telefon na stolik.
 - Dominika, ale się nie odezwała, kiedy odebrałem.
- Oddzwonię do niej później. Teraz śniadanie. – rzuciłam siatkarzowi jego czerwony t-shirt.

Po śniadaniu przeszłam się po parku. Siatkarze mieli dzisiaj ćwiczenia na siłowni, więc mogłam się oderwać od bandy wielkoludów i spokojnie pogrążyć we własnych myślach. Usiadłam na jednej z ławek i zadzwoniłam do przyjaciółki. Kiedy podniosła słuchawkę, nie odezwała się.

- Halo, jesteś tam? – zapytałam trochę zaniepokojona.
- Ja jestem. – odezwał się szorstki, męski głos.
- Gdzie jest Dominika?
- Na razie jest bezpieczna. Na razie. Masz dobę, żeby do mnie przyjechać to może jej nie tknę.
- Jesteś chory…
- Nie, po prostu próbuję odzyskać to co moje. – zaśmiał się. – A i nie radzę nic nikomu mówić. Nawet temu siatkarzynie. Ma piękną chrześnicę… Jego zamki w mieszkaniu też są łatwe do rozpracowania. Ostrzegam cię. Jedno słowo, a twoja przyjaciółeczka, ten zakichany siatkarz idą na pierwszy ogień…
- Gdzie mam przyjechać? – mówię przez łzy.
- Wyślę ci namiary sms. Już nie mogę się doczekać. Doba.

Szybko pobiegłam do swojego pokoju. Po drodze wpadłam na Anastasiego.

- I’m so sorry. – powiedziałam.
- Actually, I’ve thinking about you? – uśmiechnął się trener.
- Really?
- Yes, I was talking with Maciej and I hope all these gossip aren’t true, because he playing amazing from first day. You’ve good influence on him.
- Thank you. But I must go. Good bye mr. Anastasi.

Niczym huragan wbiegłam do pokoju, znalazłam nawigację i wpisałam współrzędne, które otrzymałam w wiadomości. Zaczęłam się pakować. Ktoś zapukał do drzwi.
- Otwarte! – krzyknęłam, kiedy pakowałam kosmetyki.

- Czemu się pakujesz? – zapytał Karol.
- Muszę szybko wracać.
- Gdzie i po co? – środkowy chwycił mnie za łokieć. – Płakałaś? Zuza co się dzieje?
- Karol proszę cię, nie utrudniaj. Nie mogę tobie ani nikomu, nawet Maćkowi nic powiedzieć. – powiedziałam, czując spływającą po policzku łzę. – Przekaż to tylko Maćkowi, jak go zobaczysz. Powodzenia we Włoszech.

Przytuliłam Kłosa i wybiegłam z pokoju. Niestety w recepcji natknęłam się na Maćka. Wybiegłam z budynku. Siatkarz biegł za mną.

- Zuza! Stój! Gdzie jedziesz?! – był wystraszony.
- Zostaw mnie w spokoju! – otworzyłam auto i zaczęłam pakować na tylne siedzenie torbę.
- Co się stało? Zuza mów do mnie! – chwycił mnie mocno za ramiona i delikatnie potrząsną. Nasze krzyki usłyszało pół ośrodka. Przed budynek wyszli siatkarze i większość sportowców.
- Maciej, nie utrudniaj proszę cię. Tu nie chodzi o ciebie i nigdy nie chodziło.
- Co to znaczy nigdy nie chodziło.  
- Przepraszam. – pocałowałam go, wsiadłam do auta i ruszyłam z piskiem opon. We wstecznym lusterku przez kilka sekund widziałam jeszcze sylwetkę siatkarza, biegnącą za Lexusem.

Po policzkach spływały mi łzy. Zatrzymałam się na stacji benzynowej. Napisałam wiadomość do Milicza. Karol już pewnie wręczył list Maćkowi…

__________________________________________________________________________________________
Mamy kryzys, mamy kryzys... 
Ze względu na to, że powracam do maturalnej rzeczywistości rozdziały przy odrobinie szczęścia będą 2 razy w tygodniu :)

czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 17

- Dzień dobry… - szepcze mi do ucha Maciej. – Wstajemy… Już siódma…

Mruknęłam coś niezrozumiale, co miało być pierwotnie przekleństwem, i nakryłam się po czubek głowy kołdrą. Wielkie łóżko miało równie wielką kołdrę, co akurat spodobało mi się bardzo.

- Mówiłem, żeby wylać na nią kubeł wody. Jako pierwsza kobieta-nie-sportowiec na naszym piętrze powinna mieć powitanie godne mistrzów. – usłyszałam Ignaczaka.
- Te, mistrz. Ci mistrzowie muszą najpierw wygrywać. – mruknął Kurek.
- Wronka, idziemy po kubeł? – zaczął Kłos. – Ziutek pewnie ma ich trochę w swojej szopie.
- Dobra… - odezwałam się w końcu. – Już wstaję.

Włosy sterczały mi na wszystkie strony. Minęło trochę czasu zanim zdążyłam wyprosić roześmianych siatkarzy z pokoju, by móc się ogarnąć. Ubrałam szary obcisły top, koszulę w kratę, granatowe rurki i czerwone trampki, w których przyjechałam. Miałam jeszcze dwadzieścia minut do śniadania, więc zdecydowałam się sprawdzić, co takiego spakowała mi Dominika do mojej sportowej torby. W międzyczasie do pokoju wszedł Maciej.

- Niezła banda, co nie? A to dopiero pierwszy dzień. – zaśmiał się. – Jak się czujesz?
- Jeśli będziecie mnie tak budzić codziennie, to za tydzień na pierwszych stronach gazet będzie widnieć tytuł „Szalona dziennikarka morduje reprezentację polskich siatkarzy w Spale”. – mówię całkiem serio, ale wewnątrz zwijam się ze śmiechu.
- Brzmi groźnie. Co tam masz? – zagląda mi przez ramię Maciej, muskając ustami moją szyję. Odsuwam się od niego, by mógł zobaczyć co szalona Dominika mi spakowała. Sportowy top, szorty i buty do joggingu, plus bluza. Na dnie jeszcze leżały dwie letnie sukienki i długie spódnice ombre. Maciej zagwizdał, a ja wywróciłam oczami. – Nie wiedziałem, że biegasz.
- Ostatnio biegałam jakieś dwa, trzy miesiące temu.

Dwie minuty przed ósmą zeszliśmy na stołówkę, gdzie kręcili się młodsi i starsi sportowcy oraz ich trenerzy. W oczy rzucali się ubrani w czerwone koszule siatkarze oraz część sztabu szkoleniowego. Przeprosiłam Maćka i udałam się w stronę trenera Anastasiego. Poprosił, bym przyszła na pierwszy trening. Zgodziłam się. Stanęłam i rozejrzałam się za jakimś wolnym miejscem…

- Ej, Zuza! – krzyknął Wrona. Maciej podniósł rękę i wskazał na wolne krzesło naprzeciwko niego, między Ignaczakiem a Kłosem. „Będzie ubaw” – pomyślałam.

Zgraja wielkoludów pochłonęła śniadanie w ciągu kilku minut, a składało się nań: jajecznica, kilka rodzajów sałatek, herbata i sok grejpfrutowy. Sama zdecydowałam się zakończyć posiłek na samej sałatce i trunkach, bo pewnie pozostałabym sama na tej wielkie stołówce.  O dwunastej siatkarze mieli zaplanowany pierwszy trening, więc poszli wykorzystać te kilka godzin na drzemkę. W tym czasie postanowiłam się rozpakować. Nie zajęło mi to sporo czasu. Wykorzystałam chwilę nieobecności Maćka i wymknęłam się na dwór. Usiadłam na trybunach przy boisku dla lekkoatletów i chłonęłam  promienie słoneczne.

- Ten zgiełk mnie dobija każdego roku. Ale przynajmniej medale mi to rekompensują. – dosiada się do mnie czarnowłosa dziewczyna. – Cześć, jesteś nowa?
- W pewnym sensie. – śmieję się, spoglądając na nią. – Zuza.
- Aśka, miło mi. To jak… - dodaje po chwili milczenia. -  w jakiej dyscyplinie startujesz, skoro cię tu zamknęli. Mnie przymknęli za skoki o tyczce. – zaśmiała się.
- To brzmi, jakbyśmy byli w jakimś zakładzie karnym. – zaśmiałam się. - I nie, nie jestem sportowcem. Można powiedzieć, że będę waszym sportowym cieniem, a szczególnie siatkarzy.
- A to więc ty jesteś tą dziennikarką ze Siatkarskiego Asa? Wszyscy o was mówią od rana.
- Nas? Przyjechałam sama. – nie do końca rozumiem.
- Ja w plotki nie wierzę, ale dziewczyny ze sztafety od jakiegoś czasu mają chrapkę na Biernackiego, szczególnie taka jedna Judyta, więc miej na nią oko. Jak się dowiedziały, że dostał powołanie to… Uf… Wracając. No i tam dziewczyny puszczają plotki, że podobno zadajesz się z nim tylko dla kariery. Bo w sumie nigdy o tobie nie słyszeliśmy, a nie oszukujmy się Siatkarski As ma jedne z najlepszych wiadomości ze świata siatkówki.
- Nie chcesz zostać moim informatorem? – dziewczyna mnie zaskoczyła. Zgrupowania zaczęły się od tygodnia, sama jestem tu od niecałej doby, a tu proszę… Plotki rozpowszechniają się z prędkością światła. – I nie wierz w te plotki. Prawda jest zupełnie inna. – poklepałam dziewczynę po ramieniu i podniosłam rękę, bo w naszym kierunku szła grupka siatkarzy.
- A uwzględnisz mnie w swoich artykułach? Wiem, że siatkarką nie jestem, ale… - mówi z nadzieją. – Coś będę musiała robić po zakończeniu kariery…
- Coś wymyślimy. – uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
- Witamy, piękne panie. – zaczął Wrona.
- W końcu trochę świeżego powietrza, co nie? – Maciej usiadł koło mnie.
- Panie Biernacki, pan to się ode mnie odkleić nie może. – mężczyzna wzruszył ramionami, a jego koledzy się zaśmiali. – Poznajcie jedną z naszych tyczkarek – Aśkę Pyrek.
- Wow, to mnie znasz? – dziewczyna wytrzeszczyła na mnie oczy. Mrugnęłam do niej.
- Pyrek? – Wrona zrobił podobną minę do Asi. Ona wzruszyła ramionami.
- No wiem… Nazwisko zobowiązuje. Ciocia zaszczepiła we mnie tę pasję.
- Cholera, zacznę częściej opuszczać nasze piętro. Andrzej Wrona miło mi. – przedstawił się środkowy.
- Dobra panowie, - odezwał się Ignaczak. – pędzimy na halę.
- Trener mówił coś, żebyś też przyszła. – wtrąca się Kłos.
- Łe, faktycznie. – przypomniałam sobie o rozmowie z Anastasim. – Muszę lecieć, ale może się jeszcze spotkamy. I naprawdę miło mi było poznać. – uśmiechnęłam się do Asi. – Dzięki za informacje.
- Jakie informacje? – pyta mnie Maciej, kiedy oddaliliśmy się od brunetki.
- Trzymaj się z dala od kobiecej sztafety. – zatrzymałam się przed Maćkiem ze śmiertelnie poważną miną, z wyciągniętym palcem wskazującym. – Kapiszi?
- Nie wiem, o co chodzi i nie wiem po co miałbym się zadawać z dziewczynami ze sztafety. Cała nasza drużyna za nimi jakoś specjalnie nie przepada, tak na marginesie.
- No. – odwróciłam się na pięcie i ruszyłam za oddalającymi się siatkarzami.

Na hali panował harmider. Usiadłam na trybunach i cicho obserwowałam trening. Aż miło było słuchać przemowę Andrei i słowne przekomarzania się zawodników. Potem przyszedł czas na pierwszy wspólny mecz.  Maciej świetnie sobie radził i na wszystkich twarzach było widać determinację, jakby grali finałowy mecz na mistrzostwach świata. Nie zorientowałam się, kiedy obok mnie usiadł trener Anastasi.

- So, what did you want to talk? – zaczął trener. Pokrótce opowiedziałam mu mój cel przyjazdu tutaj. Trener słuchał bardzo uważnie. Mówiąc, spoglądałam na Biernackiego. W pewnym momencie nasze oczy się spotkały. Siatkarz uśmiechnął się do mnie promiennie ukazując rządek białych zębów. Cicho się zaśmiałam. Trener nie ma nic przeciwko i szanuje to, że podzieliłam się z nim problemem (oczywiście nie powiedziałam wszystkiego, pewne kwestie po prostu płynnie ominęłam).


Na drugim piętrze zadomowiłam się na dobre. Wieczorami przesiadywaliśmy u Łukasza i Krzyśka, oglądając telewizję lub grając w mniej lub bardziej mądre gry. Później siadałam na łóżku w swoim pokoju i pisałam felieton. Początkowo Marcin nie był zadowolony, ale kiedy licznik odwiedzin skoczył o 60% - zmienił zdanie. 

środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 16

Słuchając radiowej listy przebojów jechałam za samochodem Audi. W końcu światła reflektorów oświetliły znak drogowy z nazwą wsi w województwie łódzkim.

- Witam w Spale. – powiedział Maciej przez krótkofalówkę.
- Hej Spała, hej Spała. Zrobi z ciebie siatkarza ideała. – zaśpiewałam na głos, Maciej się zaśmiał. Jadąc całkowicie przepisowo, wśród ciemnego lasu zaczęłam dostrzegać światła otaczające budynki ośrodka. Ochroniarz trochę niechętnie i się ociągając w końcu otworzył mi bramkę. Zaparkowałam obok auta atakującego. Dochodziła północ.

- Ciekawe czy chłopaki już śpią. – zastanowił się na głos Maciej.
- Przekonamy się. – wzięłam torbę z bagażnika Lexusa GS IV, którą zapakowała mi Dominika. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni.

- Nie odzywali się? – siatkarz czytał mi w myślach. Pokiwałam przecząco głową i schowałam telefon do plecaka i założyłam go na plecy. Wzięłam walizkę, którą użyczył mi Maciej. Ruszyliśmy w kierunku recepcji. Zza lady dobiegała do nas mała łuna światła lampki. Cały parter pogrążony był w półmroku. – Halo? Jest ktoś w domu?
- Witam, panie Biernacki. – zza drzwi, znajdujących się za biurkiem recepcji wyszła zaspana,  szczupła blondynka. – i pani…
- Zuzanna Sawicka. – przedstawiłam się.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało.
- Pani z redakcji Siatkarski As? – w jednej dłoni już trzymała dwa klucze, a w drugiej jakąś małą karteczkę. Przytaknęłam. – Pierwszy raz się spotykam, by wraz ze sportowcami przyjechały media i to na cały okres przygotowawczy. – odchrząknęłam. - Pokój 213, drugie piętro. Natomiast pan Biernacki: drugie piętro, pokój 219.
- Z kim dzielę pokój? – wziął od blondynki klucze.
- Z panem Jaroszem. – uśmiechnęła się recepcjonistka. – Życzę miłej nocy. – i wyszła, zapewne wracając na drzemkę.
- Dwóch atakujących… Nie zabijecie się? – pytam, kiedy jedziemy windą na drugie piętro.
- Jakoś będziemy musieli się dogadać. – puszcza do mnie oczko. – Może zamiast relacji takich typowo sportowych będziesz pisać felietony z twojego pobytu tutaj?
- A wiesz, że to nie jest głupi pomysł. – popatrzyłam na mężczyznę.

Drzwi windy się otworzyły. Na korytarzu nie panowała cisza. Wręcz przeciwnie. Po korytarzu kręcili się siatkarze. Moją uwagę zwrócił Kurek, uciekający przez Nowakowskim. Trzymał jakiś kawałek materiału w ręce.
- Kurek! Oddawaj moje bokserki! – krzyknął środkowy.
Wytrzeszczyłam oczy i rozdziawiłam buzię. Zaczęłam rozglądać się po tak dobrze znajomych twarzach.
- Witamy w dżungli. – szepnął mi do ucha Maciej.
- Biernacki! – odwróciliśmy się w stronę Jarosza. – Ile można czekać.
- Daj chłopakowi spokój. – odezwał się Możdżonek.
- Chwila, od kiedy płeć przeciwna ma wstęp na nasze piętro? – zagaił Ignaczak ze swoją kamerą skierowaną w moją stronę. Uniosłam brew.

- Czyli tak wygląda początek zgrupowania siatkarzy… - powiedziałam.
- Witamy w naszych skromnych progach. – półnagi Kurek zmaterializował się przede mną i ukłonił się teatralnie. – Zaczyna mi się podobać. – powiedziałam wystarczająco głośno, by usłyszał to Maciej.
- Dobra, a kimże jest twoja koleżanka? – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo Zatorski.
- Zuzanna Sawicka z redakcji Siatkarski As. – przedstawiłam się.
- Nas pewnie znasz, ale żeby było bardziej oficjalnie.  – wziął głęboki wdech Ignaczak. – Kurek, Kosok, Nowakowski, Jarosz, Zagumny, Żygadło, Zatorski, Możdżonek, Winiarski, Wrona, Kłos… - Zaczął wskazywać na każdego po kolei podczas swojej przemowy na jednym wydechu. – Tych trzech ostatnich się wystrzegaj, bo to największe psotniki. A i nie mogę zapomnieć o cudownym mnie. – uśmiechnął się.
- Miło mi poznać was tak oficjalnie. Zachowujcie się normalnie, jakby mnie tu nie było.
- U nas, kochana, nigdy nie jest normalnie, ale obiecaj nam, że niektóre szczegóły nie zostaną opublikowane. – poprosił Zagumny.
- Obiecuję. – uśmiechnęłam się do rozgrywającego, podnosząc dwa wskazujące palce, jak w harcerstwie.
W końcu mogłam iść do swojego pokoju. Mała jedynka, z szafą, komodą i telewizorem. Łazienka nie powalała na kolana w porównaniu do tej z mieszkania Maćka, ale pozwalała zaspokoić najpilniejsze potrzeby.

- Wpadnę przed śniadaniem do ciebie. – pocałował mnie w policzek Maciej, co wywołało salwę gwizdów na korytarzu. – Zaczynam się zastanawiać czy to był dobry pomysł, by cię tu przywieźć. – zaśmiał się.
- Dam sobie radę. A ty rób swoje. Dobranoc, Maciej.

Jeszcze przez dłuższą chwilę słyszałam hałas, dobiegający z korytarza. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka chyba większego od Możdżonka. Koło pierwszej w nocy otrzymałam wiadomość od Dominiki, że dojechali szczęśliwie, a Zagórny jechał za nimi prawie pod sam dom moich rodziców. Zaczęłam się modlić, by jak najszybciej go złapali.

__________________________________________________________________________________________
Wszystkiego dobrego w nowym roku, Kochani! :)