sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 20

Ocknęła się w starej chacie. Policzek piekł, mięśnie bolały, ale w mgnieniu oka usiadła. Ręce miała związane liną. Próbowała wstać, ale była otumaniona…

- Co ze mną zrobiłeś… - zapytała, uświadamiając sobie, ze jej głos brzmi, jakby była pijana.
- Nieszkodliwa dawka, ale na tyle silna byś się nie opierała. – Zagórny siedział nad nią półnagi.
 - Czemu tego nie zakończysz?
- Bo chcę się jeszcze zabawić. Oczywiste. – zaśmiał się. – Pięć lat ukrywania się i abstynencji…

*

Dwadzieścia kilometrów dalej zabrzęczał telefon siatkarza. Przeklął pod nosem i wprowadził współrzędne do nawigacji. Z piskiem opon ruszył w stronę miejsca, gdzie przebywała Zuza.

- Trzymaj się… - szeptał co jakiś czas, patrząc to na prędkościomierz, to na nawigację. W pewnym momencie zauważył światła w lesie…
- Dobra, za pięć minut ją znajdzie. Dzwońcie po pogotowie i straż pożarną. I zaciśnijcie dupy i przyspieszcie! – Milicz stracił panowanie nad sobą. Ten zazwyczaj spokojny człowiek, obiecał ojcu Sawickiej, że będzie bezpieczna. – Po to macie nowy sprzęt żeby korzystać z niego na sto procent! Jak coś jej się stanie odpowiecie za to.

Biernacki wysiadł ze swojego Audi. Stanął przed samochodem dziewczyny i głośno zwołał ją po imieniu. Odpowiedziało mu echo, a potem cisza. Wyciągnął ze schowka latarkę i ruszył w kierunku, który jeszcze wskazywała nawigacja. Nagle ciszę przerwał przeraźliwy kobiecy krzyk.

- Zabiję cię… - szepnął w otchłań lasu i puścił się pędem w kierunku, skąd sądził, że dobiega krzyk.
- Sto metrów prosto i jesteś u celu. – poinformował głos nawigacji. Siatkarz porzucił prostokątne pudełeczko i przyspieszył. Ponownie usłyszał kobiecy krzyk i dźwięk łamanego drzewa. Odgłosy były tak wyraźne, że nim się spostrzegł stał dziesięć metrów przed drewnianą chatą. Po cichu, spiesząc się jak mógł, znalazł wejście do środka. Do jego uszu dobiegły dźwięki syren. Usłyszała to także Zuza, której stan się pogarszał. Obrazy przed oczami zaczęły się zamazywać, od uderzenia w głowę, w ustach czuła słodki smak krwi, a jej ciało bolało ją od walki. Maciej po cichu otworzył drzwi, kryjąc się za framugą. Jego oczom ukazała się leżąca dziewczyna w podartym ubraniu.

- Jezu… Zuza… - szepnął, podbiegając do dziewczyny.
- Maciej… - powiedziała ledwo dosłyszalnie. – Przepraszam…
- Ćśś… Zabiorę cię do domu. – już miał ją zabrać, ale usłyszał śmiech. Odwrócił się i zobaczył stojącego w kącie mężczyznę, palącego papierosa.

- Nie ma to jak papieros po udanej zabawie… - zaciągnął się dymem.
- Ty gnoju! – krzyknął siatkarz i rzucił się na niego. Zagórny się nie sprzeciwiał. Wylądowali na podłodze.
- Żałuj, że jej nie widziałeś pięć lat temu. Była taka posłuszna… – zaśmiał się między ciosami. W pewnym momencie jakby się przebudził i oddał kilka ciosów siatkarzowi. Ten stracił równowagę i upadł. Leżał na wprost dziewczyny, w której kierunku zbliżał się właśnie oprawca. Ona wyciągała dłoń do siatkarza ze łzami w oczach. Spojrzał na nią ze wzrokiem pełnym troski, a jednocześnie furii. Dźwięki syren były coraz głośniejsze. Biernacki złapał kawałek deski, która leżała obok i z całej siły uderzył mężczyznę w tył głowy. Bolał go brzuch od kilku kopniaków, szczęka i skroń… Ale nie to było ważne. Rozwiązał ręce dziewczyny i związał nieprzytomnego porywacza. Zdjął z siebie bluzę, okrył nią Zuzę i wziął na ręce. Kiedy wyszli z chaty biegli już w ich kierunku policjanci i ratownicy.

- Zuzka, trzymaj się… - szepcze jej do ucha Maciej. – Proszę, trzymaj się.
- Panowie, zabieramy ją. Natychmiast. – ratownicy zabrali nieprzytomną już dziewczynę do ambulansu i ruszyli w kierunku Łodzi.
- Pana także trzeba opatrzyć. – podszedł do siatkarza młody ratownik. Ale ten nie zwracał na niego uwagi. Z chaty wyszli policjanci, prowadzący Zagórnego. Maciej chciał ruszyć w jego kierunku, ale powstrzymał go Milicz.
- Już go załatwiłeś. – powiedział. - Chodź. Jedziemy do szpitala. – i popędzili w kierunku auta siatkarza.
Droga powrotna okazała się dwa razy krótsza. W mgnieniu oka wbiegli na izbę przyjęć.
- Chwilę temu przywieźli moją narzeczoną… – powiedział zdyszany siatkarz do kobiety w białym kitlu.
- Panie doktorze… - kobieta zwróciła się ze stoickim spokojem do mężczyzny, który właśnie kroczył zielonym korytarzem.
- Zuzanna Sawicka, przywieziona przed chwilą. – pokazał swoją odznakę Milicz. – Co z nią?
- Jej stan jest ciężki, ale stabilny. Został jej podany bardzo silny środek uspokajający. W tej chwili jest w śpiączce farmakologicznej, ale życiu pana narzeczonej i dziecku nic nie grozi.

- Dz-dzie-dziecku? – wyjąkał siatkarz.


- Tak, pańska narzeczona jest w ciąży. Nie wiemy, w dokładnie którym tygodniu, ale sądzimy, że może to być czwarty, piąty tydzień. Proszę się nie martwić, są w dobrych rękach. Za dwa dni będziemy wybudzać pańską narzeczoną ze śpiączki. A teraz proszę ze mną, trzeba pana także opatrzyć. 
__________________________________________________________________________________________
Miłego weekendu Wam życzę :D

3 komentarze:

  1. Jeden rozdział, a tyle emocji! W końcu Zagórnego złapali i Zuza będzie bezpieczna. Fajnie to wszytsko opisałaś. Dobrze się czytało. Oby tylko dziewczynie nic się nie pogorszyło. I jeszcze to dziecko. Zaskakujesz coraz bardziej! Oczywiście pozytywnie :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic dodac nic ujac ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. dziecko ? o matko z córką.. to nieźle ;p

    OdpowiedzUsuń