Ocknęła
się w starej chacie. Policzek piekł, mięśnie bolały, ale w mgnieniu oka
usiadła. Ręce miała związane liną. Próbowała wstać, ale była otumaniona…
-
Co ze mną zrobiłeś… - zapytała, uświadamiając sobie, ze jej głos brzmi, jakby
była pijana.
-
Nieszkodliwa dawka, ale na tyle silna byś się nie opierała. – Zagórny siedział
nad nią półnagi.
- Czemu tego nie zakończysz?
-
Bo chcę się jeszcze zabawić. Oczywiste. – zaśmiał się. – Pięć lat ukrywania się
i abstynencji…
*
Dwadzieścia
kilometrów dalej zabrzęczał telefon siatkarza. Przeklął pod nosem i wprowadził
współrzędne do nawigacji. Z piskiem opon ruszył w stronę miejsca, gdzie
przebywała Zuza.
-
Trzymaj się… - szeptał co jakiś czas, patrząc to na prędkościomierz, to na
nawigację. W pewnym momencie zauważył światła w lesie…
-
Dobra, za pięć minut ją znajdzie. Dzwońcie po pogotowie i straż pożarną. I
zaciśnijcie dupy i przyspieszcie! – Milicz stracił panowanie nad sobą. Ten
zazwyczaj spokojny człowiek, obiecał ojcu Sawickiej, że będzie bezpieczna. – Po
to macie nowy sprzęt żeby korzystać z niego na sto procent! Jak coś jej się
stanie odpowiecie za to.
Biernacki
wysiadł ze swojego Audi. Stanął przed samochodem dziewczyny i głośno zwołał ją
po imieniu. Odpowiedziało mu echo, a potem cisza. Wyciągnął ze schowka latarkę
i ruszył w kierunku, który jeszcze wskazywała nawigacja. Nagle ciszę przerwał
przeraźliwy kobiecy krzyk.
-
Zabiję cię… - szepnął w otchłań lasu i puścił się pędem w kierunku, skąd
sądził, że dobiega krzyk.
-
Sto metrów prosto i jesteś u celu. – poinformował głos nawigacji. Siatkarz
porzucił prostokątne pudełeczko i przyspieszył. Ponownie usłyszał kobiecy krzyk
i dźwięk łamanego drzewa. Odgłosy były tak wyraźne, że nim się spostrzegł stał
dziesięć metrów przed drewnianą chatą. Po cichu, spiesząc się jak mógł, znalazł
wejście do środka. Do jego uszu dobiegły dźwięki syren. Usłyszała to także
Zuza, której stan się pogarszał. Obrazy przed oczami zaczęły się zamazywać, od
uderzenia w głowę, w ustach czuła słodki smak krwi, a jej ciało bolało ją od
walki. Maciej po cichu otworzył drzwi, kryjąc się za framugą. Jego oczom
ukazała się leżąca dziewczyna w podartym ubraniu.
-
Jezu… Zuza… - szepnął, podbiegając do dziewczyny.
-
Maciej… - powiedziała ledwo dosłyszalnie. – Przepraszam…
-
Ćśś… Zabiorę cię do domu. – już miał ją zabrać, ale usłyszał śmiech. Odwrócił
się i zobaczył stojącego w kącie mężczyznę, palącego papierosa.
-
Nie ma to jak papieros po udanej zabawie… - zaciągnął się dymem.
-
Ty gnoju! – krzyknął siatkarz i rzucił się na niego. Zagórny się nie
sprzeciwiał. Wylądowali na podłodze.
-
Żałuj, że jej nie widziałeś pięć lat temu. Była taka posłuszna… – zaśmiał się
między ciosami. W pewnym momencie jakby się przebudził i oddał kilka ciosów
siatkarzowi. Ten stracił równowagę i upadł. Leżał na wprost dziewczyny, w której
kierunku zbliżał się właśnie oprawca. Ona wyciągała dłoń do siatkarza ze łzami
w oczach. Spojrzał na nią ze wzrokiem pełnym troski, a jednocześnie furii.
Dźwięki syren były coraz głośniejsze. Biernacki złapał kawałek deski, która
leżała obok i z całej siły uderzył mężczyznę w tył głowy. Bolał go brzuch od
kilku kopniaków, szczęka i skroń… Ale nie to było ważne. Rozwiązał ręce
dziewczyny i związał nieprzytomnego porywacza. Zdjął z siebie bluzę, okrył nią
Zuzę i wziął na ręce. Kiedy wyszli z chaty biegli już w ich kierunku policjanci
i ratownicy.
-
Zuzka, trzymaj się… - szepcze jej do ucha Maciej. – Proszę, trzymaj się.
-
Panowie, zabieramy ją. Natychmiast. – ratownicy zabrali nieprzytomną już dziewczynę
do ambulansu i ruszyli w kierunku Łodzi.
-
Pana także trzeba opatrzyć. – podszedł do siatkarza młody ratownik. Ale ten nie
zwracał na niego uwagi. Z chaty wyszli policjanci, prowadzący Zagórnego. Maciej
chciał ruszyć w jego kierunku, ale powstrzymał go Milicz.
-
Już go załatwiłeś. – powiedział. - Chodź. Jedziemy do szpitala. – i popędzili w
kierunku auta siatkarza.
Droga
powrotna okazała się dwa razy krótsza. W mgnieniu oka wbiegli na izbę przyjęć.
-
Chwilę temu przywieźli moją narzeczoną… – powiedział zdyszany siatkarz do
kobiety w białym kitlu.
-
Panie doktorze… - kobieta zwróciła się ze stoickim spokojem do mężczyzny, który
właśnie kroczył zielonym korytarzem.
-
Zuzanna Sawicka, przywieziona przed chwilą. – pokazał swoją odznakę Milicz. – Co
z nią?
-
Jej stan jest ciężki, ale stabilny. Został jej podany bardzo silny środek
uspokajający. W tej chwili jest w śpiączce farmakologicznej, ale życiu pana
narzeczonej i dziecku nic nie grozi.
-
Dz-dzie-dziecku? – wyjąkał siatkarz.
-
Tak, pańska narzeczona jest w ciąży. Nie wiemy, w dokładnie którym tygodniu,
ale sądzimy, że może to być czwarty, piąty tydzień. Proszę się nie martwić, są
w dobrych rękach. Za dwa dni będziemy wybudzać pańską narzeczoną ze śpiączki. A
teraz proszę ze mną, trzeba pana także opatrzyć.
__________________________________________________________________________________________
Miłego weekendu Wam życzę :D
Jeden rozdział, a tyle emocji! W końcu Zagórnego złapali i Zuza będzie bezpieczna. Fajnie to wszytsko opisałaś. Dobrze się czytało. Oby tylko dziewczynie nic się nie pogorszyło. I jeszcze to dziecko. Zaskakujesz coraz bardziej! Oczywiście pozytywnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Nic dodac nic ujac ;)
OdpowiedzUsuńdziecko ? o matko z córką.. to nieźle ;p
OdpowiedzUsuń