-
Proszę się uspokoić. To normalne. Widocznie organizm pacjentki nie jest jeszcze
gotowy. – usłyszałam jeden męski głos.
-Ale
to już tydzień… - tym razem odezwał się Maciej.
Wydawało mi się, że dzieli nas gruba ściana. Próbowałam się ruszyć, ale moje ciało było ciężkie jak
głaz. Chciałam coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie otworzyć ust… Walczyłam.
Słyszałam głosy moich rodziców. Nie wiedziałam, jak długo próbowałam otworzyć oczy.
W końcu chyba się udało – zobaczyłam bladą poświatę światła. Poruszyłam głową.
Mogłam się ruszać, ale sprawiało mi to ogromny ból. Spojrzałam na postać,
półleżącą obok mnie. Podniosłam rękę i położyłam ją na głowie Macieja.
-
Zuza! – krzykną nagle rozbudzony, patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się, a maszyny,
które kontrolowały mój stan zaczęły potwornie piszczeć. Oddech mi przyspieszył... Do sali przybiegły
pielęgniarki i lekarz. Zauważyłam nawet sylwetki moich rodziców.
-
Pani Zuzanno, proszę powoli i głęboko oddychać. – powiedział lekarz
przykładając stetoskop do mojej klatki piersiowej. Pielęgniarka wstrzyknęła mi
coś do kroplówki. Znowu zapadła ciemność…
*
Powoli
otworzyłam oczy. Tym razem pokój był wypełniony dziennym światłem. Wartę przy
łóżku pełniła mama. Kiedy maszyna, kontrolująca pracę mojego serca delikatnie
przyspieszyła, mama spojrzała na mnie.
-
Pić… - zdążyłam wyszeptać.
-
Krystian! – wybiegła z pokoju i zawołała mojego tatę. Razem z nim przybiegł
siatkarz i lekarz, a mama wróciła po chwili z kubkiem wody. Podała mi trunek.
Lekarz przeprowadził krótkie badania, sprawdzające moją pamięć i czucie w
nogach. Wszystko było bez zarzutu. Spojrzałam na siatkarza. Uśmiechał się z
ulgą. Miał zadrapanie na policzku i trochę posiniaczone czoło. Wyciągnęłam w
jego kierunku dłoń, którą w mgnieniu oka złapał. Moja mama wpadła w słowotok i
żądała mojego powrotu do Poznania, a ja tylko kręciłam przecząco głową. Późnym
popołudniem przyjechała Dominika z Michałem. Mało mówiłam, ale cieszyłam się,
że zachowują się, a przynajmniej próbują zachowywać się normalnie. Po obiedzie
przyszły dwie pielęgniarki.
-
Możemy jechać. – powiedziała. Spojrzałam po twarzach osób, znajdujących się w
sali. Dominika zaciskała kciuki, a moja mama ocierała kilka łez. Wbiłam wzrok w
siatkarza. On tylko uśmiechnął się niemrawo.
Pielęgniarki
zawiozły mnie do jakiegoś gabinetu, gdzie już czekała pani doktor. Uśmiechnęła
się do mnie i zaczęła uruchamiać sprzęt do USG. – Proszę pokazać brzuch. –
rozkazała miłym głosem. Byłam przerażona, ale zrobiłam co kazała. Maciej
chwycił moją dłoń, kiedy na ekranie zaczęły się ukazywać jakieś niewyraźne
smugi.
-
O, proszę zobaczyć. – doktor wskazała jakąś kropkę na środku ekranu. Wdusiła
jakiś guzik i wydrukowała obrazek. – To państwa dziecko. – Patrzyłam
wytrzeszczonymi oczami na monitor. Ścisnęłam mocniej dłoń siatkarza. – Na tym
etapie możemy jeszcze mieć pewność, że płód ma pięć tygodni.
Doktor
zaczęła swoją formułkę, co mi wolno, a co mam stanowczo wykreślić z jadłospisu
na najbliższy rok. Nadal w to nie wierzyłam. Ściskałam w dłoni kartkę z
wydrukowaną fasolką. Zaczęłam płakać. – Zostawię państwa samych. – powiedziała
doktor i opuściła gabinet. Szybko odjęłam te pięć tygodni. Wychodziło na to, że
zaszłam w ciążę jakoś po naszej pierwszej, wspólnie spędzonej nocy. Albo w
ciągu następnych dwóch tygodni…
-
Maciej… - zaczęłam. – Ja… ja…
-
Ja się cieszę. – uśmiechnął się do mnie atakujący.
-
C-co? – spojrzałam na niego.
-
Lubię dzieci. – wzruszył ramionami.
-
Ale, ale… Ja nie nadaję się na mamę. Nie z tym co się stało…
-
Hej… - położył głowę obok mojej i otarł moje łzy z policzków. – Damy sobie
radę. Obiecuję ci. I będziesz wspaniałą mamą.
Przytuliłam
go i zaczęłam się śmiać.
-
A i jeszcze coś. – wyjął z kieszeni małe pudełko. – Nie myśl tylko, że to ze
względu na dziecko, ale chcę spędzić z tobą resztę swoich dni. – otworzył
wieczko i moim oczom ukazał się złoty krążek z kilkoma cyrkoniami. – Wyjdziesz
za mnie? Zrozumiem, jeśli nie…
-
Tak. – powiedziałam. - Tak, tak, tak, tak! – gwałtownie się podniosłam, co wywołało atak bólu głowy, ale nie przeszkodziło mi to, i
zaczęłam całować siatkarza.
*
-
Uf, jest dobrze. – uśmiecha się moja przyjaciółka, kiedy wracamy do sali. Moi
rodzice zapewnili, że mamy ich wsparcie. Mama zaczęłam swój monolog, że mam
wracać do Poznania.
-
Zostaję z Maćkiem, mamo. – mówię stanowczo. Zauważyłam drobny uśmiech na twarzy
ojca. Albo tak bardzo polubił siatkarza, albo kiedy byłam w śpiączce zrobił mu
wykład, jak przystało na policjanta i ojca swojej jedynej córeczki.
__________________________________________________________________________________________
Nawet w czasie próbnych matur nie dają nam spokoju! Gr...
Słyszeliście, że Puchar Polski najprawdopodobniej odbędzie się w POZNANIU?!
Tyle wygrać *.*
Tyle wygrać *.*
Awww, i znowu jest dobrze. Jestem ciekawa, jak będzie z ciążą, ślubem i w ogóle ich dalszym życiem. Już się nie mogę doczekać dalszych rozdziałów! Jesteś swietna ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Świetny rozdział ; ). No ta ja już mam ferie w końcu :). Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńno. git, że jest jak na razie już w porządku :)
OdpowiedzUsuńmiałaś próbne matury ? O.O o matko....