środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 21

- Proszę się uspokoić. To normalne. Widocznie organizm pacjentki nie jest jeszcze gotowy. – usłyszałam jeden męski głos.

-Ale to już tydzień… - tym razem odezwał się Maciej. Wydawało mi się, że dzieli nas gruba ściana. Próbowałam  się ruszyć, ale moje ciało było ciężkie jak głaz. Chciałam coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie otworzyć ust… Walczyłam. Słyszałam głosy moich rodziców. Nie wiedziałam, jak długo próbowałam otworzyć oczy. W końcu chyba się udało – zobaczyłam bladą poświatę światła. Poruszyłam głową. Mogłam się ruszać, ale sprawiało mi to ogromny ból. Spojrzałam na postać, półleżącą obok mnie. Podniosłam rękę i położyłam ją na głowie Macieja.

- Zuza! – krzykną nagle rozbudzony, patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się, a maszyny, które kontrolowały mój stan zaczęły potwornie piszczeć. Oddech mi przyspieszył... Do sali przybiegły pielęgniarki i lekarz. Zauważyłam nawet sylwetki moich rodziców.

- Pani Zuzanno, proszę powoli i głęboko oddychać. – powiedział lekarz przykładając stetoskop do mojej klatki piersiowej. Pielęgniarka wstrzyknęła mi coś do kroplówki. Znowu zapadła ciemność…

*

Powoli otworzyłam oczy. Tym razem pokój był wypełniony dziennym światłem. Wartę przy łóżku pełniła mama. Kiedy maszyna, kontrolująca pracę mojego serca delikatnie przyspieszyła, mama spojrzała na mnie.

- Pić… - zdążyłam wyszeptać.
- Krystian! – wybiegła z pokoju i zawołała mojego tatę. Razem z nim przybiegł siatkarz i lekarz, a mama wróciła po chwili z kubkiem wody. Podała mi trunek. Lekarz przeprowadził krótkie badania, sprawdzające moją pamięć i czucie w nogach. Wszystko było bez zarzutu. Spojrzałam na siatkarza. Uśmiechał się z ulgą. Miał zadrapanie na policzku i trochę posiniaczone czoło. Wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, którą w mgnieniu oka złapał. Moja mama wpadła w słowotok i żądała mojego powrotu do Poznania, a ja tylko kręciłam przecząco głową. Późnym popołudniem przyjechała Dominika z Michałem. Mało mówiłam, ale cieszyłam się, że zachowują się, a przynajmniej próbują zachowywać się normalnie. Po obiedzie przyszły dwie pielęgniarki.

- Możemy jechać. – powiedziała. Spojrzałam po twarzach osób, znajdujących się w sali. Dominika zaciskała kciuki, a moja mama ocierała kilka łez. Wbiłam wzrok w siatkarza. On tylko uśmiechnął się niemrawo.
Pielęgniarki zawiozły mnie do jakiegoś gabinetu, gdzie już czekała pani doktor. Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła uruchamiać sprzęt do USG. – Proszę pokazać brzuch. – rozkazała miłym głosem. Byłam przerażona, ale zrobiłam co kazała. Maciej chwycił moją dłoń, kiedy na ekranie zaczęły się ukazywać jakieś niewyraźne smugi.

- O, proszę zobaczyć. – doktor wskazała jakąś kropkę na środku ekranu. Wdusiła jakiś guzik i wydrukowała obrazek. – To państwa dziecko. – Patrzyłam wytrzeszczonymi oczami na monitor. Ścisnęłam mocniej dłoń siatkarza. – Na tym etapie możemy jeszcze mieć pewność, że płód ma pięć tygodni.
Doktor zaczęła swoją formułkę, co mi wolno, a co mam stanowczo wykreślić z jadłospisu na najbliższy rok. Nadal w to nie wierzyłam. Ściskałam w dłoni kartkę z wydrukowaną fasolką. Zaczęłam płakać. – Zostawię państwa samych. – powiedziała doktor i opuściła gabinet. Szybko odjęłam te pięć tygodni. Wychodziło na to, że zaszłam w ciążę jakoś po naszej pierwszej, wspólnie spędzonej nocy. Albo w ciągu następnych dwóch tygodni… 

- Maciej… - zaczęłam. – Ja… ja…
- Ja się cieszę. – uśmiechnął się do mnie atakujący.
- C-co? – spojrzałam na niego.
- Lubię dzieci. – wzruszył ramionami.
- Ale, ale… Ja nie nadaję się na mamę. Nie z tym co się stało…
- Hej… - położył głowę obok mojej i otarł moje łzy z policzków. – Damy sobie radę. Obiecuję ci. I będziesz wspaniałą mamą.

Przytuliłam go i zaczęłam się śmiać.

- A i jeszcze coś. – wyjął z kieszeni małe pudełko. – Nie myśl tylko, że to ze względu na dziecko, ale chcę spędzić z tobą resztę swoich dni. – otworzył wieczko i moim oczom ukazał się złoty krążek z kilkoma cyrkoniami. – Wyjdziesz za mnie? Zrozumiem, jeśli nie…
- Tak. – powiedziałam. - Tak, tak, tak, tak! – gwałtownie się podniosłam, co wywołało atak bólu głowy, ale nie przeszkodziło mi to, i zaczęłam całować siatkarza.
 *
- Uf, jest dobrze. – uśmiecha się moja przyjaciółka, kiedy wracamy do sali. Moi rodzice zapewnili, że mamy ich wsparcie. Mama zaczęłam swój monolog, że mam wracać do Poznania.

- Zostaję z Maćkiem, mamo. – mówię stanowczo. Zauważyłam drobny uśmiech na twarzy ojca. Albo tak bardzo polubił siatkarza, albo kiedy byłam w śpiączce zrobił mu wykład, jak przystało na policjanta i ojca swojej jedynej córeczki. 
__________________________________________________________________________________________
Nawet w czasie próbnych matur nie dają nam spokoju! Gr... 
Słyszeliście, że Puchar Polski najprawdopodobniej odbędzie się w POZNANIU?!
Tyle wygrać *.*

3 komentarze:

  1. Awww, i znowu jest dobrze. Jestem ciekawa, jak będzie z ciążą, ślubem i w ogóle ich dalszym życiem. Już się nie mogę doczekać dalszych rozdziałów! Jesteś swietna ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ; ). No ta ja już mam ferie w końcu :). Czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. no. git, że jest jak na razie już w porządku :)
    miałaś próbne matury ? O.O o matko....

    OdpowiedzUsuń