-
Była bardzo zdenerwowana. Prosiła żebym ci to przekazał. – Kłos wręcza niedbale
złożony kawałek papieru. Atakujący powoli otwiera kartkę i od razu rozpoznaje
pismo Zuzy.
„Maciej,
Przepraszam, że Cię
w to wszystko wciągnęłam. Nie zasługiwałeś na to, by cierpieć przeze mnie. Nie
zasługiwałeś na mnie, ale cieszę się, że mogłam choć przez chwilę czuć się
kochaną mimo przeszłości i blizn. Przy Tobie czułam się normalnie i bezpiecznie,
dlatego teraz ja muszę zapewnić Tobie bezpieczeństwo…
Muszę zmierzyć się
z przeszłością sama. Bardzo bym chciała spędzić z Tobą resztę życia i zobaczyć
Twój wspaniały uśmiech, ale obawiam się, że dzisiejszy poranek był naszym
ostatnim.
Kocham Cię całym
swoim sercem. Na zawsze.
Przepraszam…
Zuza”
-
Co ona robi? – pyta Ignaczak zdezorientowany.
-
Jedzie do jaskini lwa. – mówi przerażony siatkarz. Wyciągnął telefon i
zadzwonił do Milicza. Rozmawiają przez dłuższą chwilę. Atakujący wbiega do
ośrodka, szybko się przebiera, zabiera dokumenty i wsiada do auta.
-
Maciej, co ty robisz?! Sam jej nie uratujesz. – siatkarze zaczynają się
denerwować. – Wieczorem jedziemy do Warszawy.
-
To spróbuję ją zatrzymać. Wybaczcie chłopaki, ale nie jadę.
-
Anastasi się wkurzy.
-
Powodzenia. – powiedział i ruszył za srebrnym Lexusem, który był w tej chwili
nie wiadomo, gdzie… Siatkarz jechał na ślepo, ale w Poznaniu kapitan Milicz już
pędził w kierunku Łodzi autostradą, z kogutem na dachu…
-
Namierzcie ją i jedźcie tam. Nie wahajcie się strzelać. Musimy dopaść tego
gnojka. Podaję wam numer jej nadajnika… - skontaktował się z komendą wojewódzką
policji w stolicy województwa Łódzkiego. Podał siedmiocyfrowy numer nadajnika,
który Sawicka miała na lewym nadgarstku. Całe województwo zostało postawione na
nogi, by uratować życie dziewczyny.
*
Wyłączyłam
telefon i ruszyłam w dalszą drogę. Miałam tylko nadzieję, że ten cholerny
nadajnik działa. Jechałam jakiś czas, zupełnie nie wiedząc dokąd. Zgodnie ze
wskazówką nawigacji zjechałam z drogi do lasu. Przez następne kilka kilometrów
otaczały mnie tylko las i ciemność. Spojrzałam na zegarek. Pomyślałam, że
siatkarze już są w drodze do Warszawy.
-
Jesteś na miejscu. Miłego pobytu. – powiedział głos nawigacji. Zostawiłam
włączone reflektory i wysiadłam z auta. Usłyszałam szelest wśród pobliskich
krzaków.
-
Szybka jesteś. – z ciemności wyłoniła się ludzka sylwetka.
-
Masz czego chciałeś. Wypuść Dominikę i zostaw wszystkich w spokoju. –
powiedziałam. Nie bałam się. Jeśli to miało się skończyć, to tu gdzie się
zaczęło. Zaczęłam rozpoznawać las. Minęło pięć lat, a miałam wrażenie, jakbym
wyszła z niego wczoraj. Serce biło mi szybko. Podszedł do mnie.
-
Widzisz, sęk w tym, że jej tu nie ma. – wytrzeszczyłam oczy. – Siedzi w
Poznaniu, myśląc że kupiłem tę bajkę na stacji. Bo kupiłem, szacunek dla
pomysłodawców, ale zaczęło coś mi nie grać.
Dotknął
mojego policzka, zjechał dłonią na szyję, gdzie miałam bliznę. Z szalonym
uśmiechem zadarł do góry mój top odsłaniając brzuch. Zaświecił latarką. Zesztywniałam,
kiedy poczułam jego szorstką rękę na skórze.
-
Nie tak reagowałaś na dotyk siatkarzyny…
Nie
wytrzymałam i go spoliczkowałam. On tylko się zaśmiał w niebogłosy. – Będzie
niezła zabawa. – oddał mi dobrym za nadobne, tylko z dziesięciokrotną siłą.
Upadłam na ziemię i urwał mi się film.
*
-
Do cholery, gdzie ona jest?! – krzyczał Biernacki do słuchawki, błądząc po
lasach, nieświadomy, że dwadzieścia kilometrów od niego Zagórny szykował się do
zakończenia tego, co zaczął pięć lat temu. Milicz ze stoickim spokojem słuchał
przekleństw i krzyków siatkarza.
-
Maciej, uspokój się. Tak jej nie pomożesz. Za godzinę będę na miejscu, a agenci
już pewnie ją namierzyli. – spojrzał z nadzieją na Dąbrowicza, który śledził
nadajnik Sawickiej. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
-
Oddzwonię. – zakończył Milicz. – I co?
-
Biernacki jest najbliżej. Nasi dotrą do niej za czterdzieści minut.
-
Cholera, może być za późno… - kapitan podrapał się po brodzie, który spowił
dwudniowy zarost.
-
O ile już nie jest. – mruczy Dąbrowicz.
-
Nie sądzę. – wtrąca się psycholog Lulim. – Tak łatwo nie popuści. Wykorzysta
każdą najbliższą chwilę, nim ją zabije. Mamy minimum dobę. Tak sądzę.
-
Maciej zatrzymaj się natychmiast. –
ponownie Milicz połączył się z siatkarzem. – Zatrzymaj się i nigdzie nie jedź,
bo się oddalisz. Za dwadzieścia minut wyślę ci współrzędne…
__________________________________________________________________________________________
Czwartkowy rozdział pędzi do Was, bo jutro mam zamiar odespać ostatnie 4 dni szkoły :)
Jak Wam się podoba grafika tytułowa?
Może nie jestem "miszczem photoshopa", ale mnie osobiście się podoba.
Musze tylko ją jeszcze trochę dopracować.
Bez bicia się przyznam, że zaczęłam myśleć już o nowym opowiadaniu ;)
Grafika mi sie bardzo podoba, fajne kolory. A rozdział trzyma w napięciu. genialna jesteś! Maciek to chyba Zagórnego gołymi rękami zabije. Mam nadzieję, ze dotrze na czas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;(
Hej, dziękuję za komentarz na moim blogu i obiecuję, ze nadrobię rozdziały u ciebie w weekend, a w międzyczasie zapraszam na nowy na http://nie-zatrzymasz-milosci.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńoo. i teraz jak Maciek nie zdąży na czas to Cię normalnie uduszę ;p
OdpowiedzUsuńgrafika - elegancka, że "mucha nie siada" ;D ah.. miszczunio z Ciebie ;p
Super rozdział. Mam nadzieje że nic jej sie nie stanie ;)
OdpowiedzUsuń