czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział 19

- Była bardzo zdenerwowana. Prosiła żebym ci to przekazał. – Kłos wręcza niedbale złożony kawałek papieru. Atakujący powoli otwiera kartkę i od razu rozpoznaje pismo Zuzy.

„Maciej,

Przepraszam, że Cię w to wszystko wciągnęłam. Nie zasługiwałeś na to, by cierpieć przeze mnie. Nie zasługiwałeś na mnie, ale cieszę się, że mogłam choć przez chwilę czuć się kochaną mimo przeszłości i blizn. Przy Tobie czułam się normalnie i bezpiecznie, dlatego teraz ja muszę zapewnić Tobie bezpieczeństwo…
Muszę zmierzyć się z przeszłością sama. Bardzo bym chciała spędzić z Tobą resztę życia i zobaczyć Twój wspaniały uśmiech, ale obawiam się, że dzisiejszy poranek był naszym ostatnim.

Kocham Cię całym swoim sercem. Na zawsze.

Przepraszam…

Zuza”

- Co ona robi? – pyta Ignaczak zdezorientowany.
- Jedzie do jaskini lwa. – mówi przerażony siatkarz. Wyciągnął telefon i zadzwonił do Milicza. Rozmawiają przez dłuższą chwilę. Atakujący wbiega do ośrodka, szybko się przebiera, zabiera dokumenty i wsiada do auta.

- Maciej, co ty robisz?! Sam jej nie uratujesz. – siatkarze zaczynają się denerwować. – Wieczorem jedziemy do Warszawy.
- To spróbuję ją zatrzymać. Wybaczcie chłopaki, ale nie jadę.
- Anastasi się wkurzy.
- Powodzenia. – powiedział i ruszył za srebrnym Lexusem, który był w tej chwili nie wiadomo, gdzie… Siatkarz jechał na ślepo, ale w Poznaniu kapitan Milicz już pędził w kierunku Łodzi autostradą, z kogutem na dachu…

- Namierzcie ją i jedźcie tam. Nie wahajcie się strzelać. Musimy dopaść tego gnojka. Podaję wam numer jej nadajnika… - skontaktował się z komendą wojewódzką policji w stolicy województwa Łódzkiego. Podał siedmiocyfrowy numer nadajnika, który Sawicka miała na lewym nadgarstku. Całe województwo zostało postawione na nogi, by uratować życie dziewczyny.

*

Wyłączyłam telefon i ruszyłam w dalszą drogę. Miałam tylko nadzieję, że ten cholerny nadajnik działa. Jechałam jakiś czas, zupełnie nie wiedząc dokąd. Zgodnie ze wskazówką nawigacji zjechałam z drogi do lasu. Przez następne kilka kilometrów otaczały mnie tylko las i ciemność. Spojrzałam na zegarek. Pomyślałam, że siatkarze już są w drodze do Warszawy.

- Jesteś na miejscu. Miłego pobytu. – powiedział głos nawigacji. Zostawiłam włączone reflektory i wysiadłam z auta. Usłyszałam szelest wśród pobliskich krzaków.
- Szybka jesteś. – z ciemności wyłoniła się ludzka sylwetka.
- Masz czego chciałeś. Wypuść Dominikę i zostaw wszystkich w spokoju. – powiedziałam. Nie bałam się. Jeśli to miało się skończyć, to tu gdzie się zaczęło. Zaczęłam rozpoznawać las. Minęło pięć lat, a miałam wrażenie, jakbym wyszła z niego wczoraj. Serce biło mi szybko. Podszedł do mnie.

- Widzisz, sęk w tym, że jej tu nie ma. – wytrzeszczyłam oczy. – Siedzi w Poznaniu, myśląc że kupiłem tę bajkę na stacji. Bo kupiłem, szacunek dla pomysłodawców, ale zaczęło coś mi nie grać.

Dotknął mojego policzka, zjechał dłonią na szyję, gdzie miałam bliznę. Z szalonym uśmiechem zadarł do góry mój top odsłaniając brzuch. Zaświecił latarką. Zesztywniałam, kiedy poczułam jego szorstką rękę na skórze.
- Nie tak reagowałaś na dotyk siatkarzyny…

Nie wytrzymałam i go spoliczkowałam. On tylko się zaśmiał w niebogłosy. – Będzie niezła zabawa. – oddał mi dobrym za nadobne, tylko z dziesięciokrotną siłą. Upadłam na ziemię i urwał mi się film.

*

- Do cholery, gdzie ona jest?! – krzyczał Biernacki do słuchawki, błądząc po lasach, nieświadomy, że dwadzieścia kilometrów od niego Zagórny szykował się do zakończenia tego, co zaczął pięć lat temu. Milicz ze stoickim spokojem słuchał przekleństw i krzyków siatkarza.

- Maciej, uspokój się. Tak jej nie pomożesz. Za godzinę będę na miejscu, a agenci już pewnie ją namierzyli. – spojrzał z nadzieją na Dąbrowicza, który śledził nadajnik Sawickiej. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
- Oddzwonię. – zakończył Milicz. – I co?

- Biernacki jest najbliżej. Nasi dotrą do niej za czterdzieści minut.
- Cholera, może być za późno… - kapitan podrapał się po brodzie, który spowił dwudniowy zarost.
- O ile już nie jest. – mruczy Dąbrowicz.
- Nie sądzę. – wtrąca się psycholog Lulim. – Tak łatwo nie popuści. Wykorzysta każdą najbliższą chwilę, nim ją zabije. Mamy minimum dobę. Tak sądzę.


- Maciej  zatrzymaj się natychmiast. – ponownie Milicz połączył się z siatkarzem. – Zatrzymaj się i nigdzie nie jedź, bo się oddalisz. Za dwadzieścia minut wyślę ci współrzędne…
__________________________________________________________________________________________
Czwartkowy rozdział pędzi do Was, bo jutro mam zamiar odespać ostatnie 4 dni szkoły :)
Jak Wam się podoba grafika tytułowa? 
Może nie jestem "miszczem photoshopa", ale mnie osobiście się podoba.
Musze tylko ją jeszcze trochę dopracować.
Bez bicia się przyznam, że zaczęłam myśleć już o nowym opowiadaniu ;) 

4 komentarze:

  1. Grafika mi sie bardzo podoba, fajne kolory. A rozdział trzyma w napięciu. genialna jesteś! Maciek to chyba Zagórnego gołymi rękami zabije. Mam nadzieję, ze dotrze na czas.
    Pozdrawiam ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, dziękuję za komentarz na moim blogu i obiecuję, ze nadrobię rozdziały u ciebie w weekend, a w międzyczasie zapraszam na nowy na http://nie-zatrzymasz-milosci.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  3. oo. i teraz jak Maciek nie zdąży na czas to Cię normalnie uduszę ;p
    grafika - elegancka, że "mucha nie siada" ;D ah.. miszczunio z Ciebie ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Mam nadzieje że nic jej sie nie stanie ;)

    OdpowiedzUsuń